9 czerwca 2023

Znad Biebrzy przez Wisłę.

Pogoda w Boże Ciało i następne dni zapowiadała się świetnie na dalekie przeloty z wiatrem w północnej Polsce, podczas gdy na południu miały być burze. Umówiłem się z Łukaszem w Mońkach w piątek rano. Grażyna zgodziła się być kierowcą ‘zwózkowym’, dojechaliśmy do Moniek w czwartek wieczorem i zanocowaliśmy w Zajeździe Mońki (standard hotelu robotniczego, ale dobre śniadanie). Rano jeszcze chwila paniki, bo nie wziąłem patenciku do sikania w locie, ale kupuje sobie w aptece pampersa. Pod kościołem w Mońkach spotykamy Stanisława a po chwili dojeżdża Łukasz z Grzegorzem – holownikiem. Na drodze do holowania koło Goniądza jesteśmy wcześnie, ale nie było widać żadnych chmur, które wg prognoz powinny się już tworzyć. Kiedy bocian zaczął wykręcać komin nad zabudowaniami na północ od startu Łukasz decyduje się lecieć. Ja startuję drugi, na starcie prawie bezwietrznie, hol za abrol-windą płynny i wysoki na 500 m nad start. Bez problemu znajduje pierwsze noszenie, tylko słabe, w miejscu, gdzie krążył bocian. Na Biebrzy na północ ode mnie widzę płynące kajaki, jesteśmy tutaj na granicy Parku Narodowego. Łukasz znad Goniądza wraca do mnie wspólnie mamy lepszą penetrację noszeń. Wiatr słaby, ale odczuwalny znosi nad Goniądz, ciągle nie ma nad nami żadnego cumulusa. Z 1000 metrów skaczemy nad Twierdze Osowiec, łapię tutaj jakieś słabe noszenie, ale Łukasz, który stracił więcej na przeskoku nie znajduje nic pode mną. Kręcę to swoje mizerne, ale dosyć stabilne noszenie kiedy widzę, że Łukasz znalazł niżej coś mocniejszego, wracam się do niego ale po drodze dusi i teraz ja nic pod nim nie łapię. Lecę wzdłuż krawędzi lasu obserwując ruch liści na drzewach, ale nie udaję mi się znaleźć noszenia i po chwili nie pozostaje mi nic innego jak obrócić się pod wiatr i usiąść na skoszonej wielkiej łące. Wysyłam koordynaty Grażynie, już jedzie. Ja się pakuję na szybko i idę do drogi kiedy dzwoni, że się zakopała w piasku półtora kilometra ode mnie. Dochodzę do drogi, Grażyna dzwoni, że ma traktor, który ją wyciągnie. Po kilkunastu minutach jedziemy powtórnie na start.

Sytuacja na starcie jest już zupełnie inna, cześć pilotów czeka na osłabnięcie wiatru. Wieje dosyć mocno i są szkwały. Cumulusów widać dużo, ale nie w najbliższej okolicy. Może być trudno się stąd pod nie dostać. Startuję alpejką wiatr trochę boczny linę pod wiatr naciąga Tomasz. Hol na 500 m, pierwszy komin w tym samym miejscu. Wiatr silniejszy i bardziej z północy. Noszenia słabe, dryfuję z wiatrem walcząc o każdy metr wysokości. Dopiero nad południową częścią Biebrzańskiego Parku Narodowego udaje mi się dostać pod chmury, podstawa na ponad 2500 m. Widzę Śniardwy i całe południe Szlaku Wielkich Jezior Mazurskich. Lepsza pogoda - więcej cumulusów i bardziej uporządkowane - jest na północnej części trasy, ale muszę ominąć od południa TMA Olsztyn. Przelotowa znacznie rośnie, na przeskokach na speedzie GPS pokazuje prędkość z wiatrem ponad 80 km/h. Podstawa chmur podnosi się ponad 2900, musze uważać na tą granicę wysokości. Udaje mi się lecieć krótkie odcinki bez krążenia, ale chmury nie układają się tutaj w wyraźne szlaki. W okolicach Mławy nie dokręcam podstawy tylko idę po prostej pod chmurą, ale noszenia po prostej są słabsze niż się spodziewałem i to mści się, bo pod następna chmurą muszę odbudowywać wysokość w znacznie słabszym noszeniu.

Przed Wisła chmury rozlewają się szeroko, dają olbrzymie obszary cienia, i widać strefy opadu. Znajduję jakiś meterek noszenia i cierpliwie zdobywam wysokość bo wygląda, że to może być ostatni komin dnia, minimum przyzwoitości zrobione, 200 km już za mną ale do 300 jeszcze dużo brakuje nie mówiąc o większej odległości, która była zamierzeniem wyjazdu. Obserwuję strefy opadu i decyduję się lecieć po południowej stronie olbrzymiej chmury licząc, że coś może znajdę. Nie ma wyraźnego noszenia ale jest zmniejszone opadanie, doskonałości chwilowe wahają się miedzy 20 a 40. Wisłę przeskakuję nad Nieszawą w połowie drogi między Toruniem a Włocławkiem. Odległości szybko przybywa i 300 km zaczyna wyglądać realnie jakby tylko odrobinę jeszcze wyskrobać wysokości. Na 500 m robi się turbulentnie, nie udaje mi się zdobyć wysokości ale też jej nie tracę. Lecę do końca przeskakuję przez druty nad drogą, sprawdzam odległość jest 301 km! Przez następne druty jeszcze był przeleciał ale na mocna na styk obracam się pod wiatr i ląduję o 19:13 na polu rzepaku ale w takim łysym miejscu gdzie akurat nie urósł. Dzwonię do żony i do Łukasza (zrobił 381 km). Cóż, 400 km będzie następnym razem ...

linki do lotów:
https://www.xcontest.org/world/en/flights/detail:zxc/9.6.2023/08:26 https://www.xcontest.org/world/en/flights/detail:zxc/9.6.2023/10:51

3 czerwca 2023

Paralotniowe Mistrzostwa Świata 2023 zakończone.

Dziś zakończyły się 18-te Paralotniowe Mistrzostwa Świata we Francji (w Chamoux Sur Gelon). Startowało 149 pilotów (w tym 14 kobiet) z 49 krajów. Przez dwa tygodnie zawodów rozegrano 9 konkurencji, czyli bardzo dużo, konkurencje miały od 54 do 99 km długości, rozgrywane były we francuskich Alpach głównie w okolicach doliny pomiędzy Grenoble a Albertville, gdzie znajduje się wiele znanych startowisk paralotniowych.

Zawody zdominowali Francuzi, prowadząc od pierwszej konkurencji i finalnie zdobywając wszystkie możliwe do zdobycia medale - 3 pierwsze miejsca indywidualnie, złoto drużynowo, oraz złoto i srebro w klasyfikacji kobiet. Zespół francuski ewidentnie latał efektywnie drużynowo, często wyprzedzając znacznie resztę stawki.

W czasie zawodów działał Flymaster Livetracking (lt.flymaster.net)i jest możliwość odtworzenia przebiegu wszystkich konkurencji "z playbacku" ale interfejs użytkownika tego oglądania znakomicie zniechęca nawet zaawansowanych komputerowo kibiców. Konkurencje z dużymi cylindrami, nawet przedstawione graficznie na mapie są trudne do zinterpretowania, nawet dla latających przelotowo ale nie startujących w zawodach pilotów.

Polskę reprezentowało czterech pilotów: Michał Gierlach (Spike), Marek Robel (Maro), Krzysztof Schmidt i Mariusz Wiśniowski (Mario), przy czym do wyników drużynowych liczył się wynik Spike-a, Krzyśka i Mario. Drużyna narodowa, zgodnie z regulaminem Mistrzostw, może składać się z 3 nominowanych na początku zawodów pilotów i dodatkowo jednej pilotki, w każdej konkurencji liczona jest suma najlepszych dwóch zawodników. W tym roku żadna polska pilotka nie startowała w tych zawodach. Polacy kilkakrotnie pojawiali się w czołówce poszczególnych konkurencji indywidualnie i w pierwszej dziesiątce drużynowo. Oprócz polskiej reprezentacji kilku Polaków lata obecnie w reprezentacjach innych krajów.


Team Poland, na uroczystości otwarcia Mistrzostw (fot: https://www.facebook.com/photo?fbid=115678304863156&set=pcb.2149422838780644)

Medale zdobyli:

    indywidualnie -

  1. Maxime Pinot, FRA (latający na skrzydle Ozone Enzo 3 w uprzęży Ozone Submarine) 6615 pkt
  2. Honorin Hamard, FRA, Ozone Enzo3 / Ozone Submarine 6055 pkt
  3. Pierre Remy, FRA, Niviuk Icepeak X-One / Ozone Submarine 6002 pkt
    kobiety -
  1. Meryl Delferriere FRA Icepeak X-One/Submarine 5719 pkt
  2. Constance Mettetal FRA Icepeak X-One/Drifter 2  5587 pkt
  3. Nanda Walliser SUI Enzo 3/Submarine 5500 pkt
    drużyny -
  1. Francja 161001 pkt
  2. Wielka Brytania 15517 pkt
  3. Macedonia Północna 14879 pkt
Wyniki Polaków:

38. Michał Gierlach, POL, Enzo 3/Submarine, 5486 pkt
44. Mariusz Wiśniowski, POL, Enzo 3/Genie Race 4, 5393 pkt
50. Marek Robel, POL, Icepeak X-One/Genie Race 4, 5299 pkt
77. Krzysztof Schmidt, POL, Enzo 3/Genie Race 4, 4907 pkt

Drużynowo Polska na 13-tym miejscu.

Wyniki pilotów 'Polonijnych':

12. Stan Radzikowski, GBR, Enzo 3/Submarine, 5864
120. Rafał Obora, IRL, Zeno 2/Impres 4, 3632
126. Bogdan Białka, IRL, Icepeak X-One/Submarine, 3450
139. Błażej Macieszonek, SWE, Enzo 3/Genie Race 4, 2342

Ciekawostki w wynikach:

Kraje alpejskie nie wypadły rewelacyjnie w tych alpejskich zawodach, 4-tym zespołem świata są Czechy, 5-tym Włochy, 6-tym Niemcy, Austryjacy na 9-tym a Szwajcarzy dopiero na 10-tym.
Najlepszym pilotem ze Szwecji była pilotka:  Johanna Hamne SWE Enzo 3/Submarine, a Keiko Hiraki z Japonii drugim pilotem w drużynie narodowej.
Z jednej strony startowali zawodnicy z takich egzotycznych paralotniowo krajów jak Kuba, Vietnam, Iran czy Filipiny a z drugiej strony takie paralotniowe potęgi jak Słowacja, Bułgaria, RPA czy Turcja wystawiły tylko jednoosobową reprezentację.

Sądząc po wynikach, zawody były trudne i ciekawe ale o przebiegu zawodów w sumie poza wynikami niewiele wiadomo. Polacy nie napisali nic w mediach społecznościowych. Blog organizatora jest techniczno-lakoniczny. Od strony miedzynarodowo-medialnej kompletna klapa, może Francuzi postawili na jakieś media lokalne - nie wiem.










31 sierpnia 2022

Task 4

Dzisiejsza konkurencja była podobna do wczorajszej, czyli po starcie znad Kruszewem, punkt zwrotny na północny-wschód od startu, trochę za Jamnikiem, potem zygzak przez dwa tym razem, punkty zwrotne w kierunku Bitoli na południe. Meta na lotnisku pod Bitolą.

Po starcie z ziemi bez większych problemów zbudowałem wysokość i z duża grupą czekaliśmy pod cumulusem nad miastem, jacyś pojedyńczy piloci zahaczyli o chmurę. Kruszewo leży na takiej półce w górach ok. 600 m nad dnem doliny. Za późno wyszedłem z komina w kierunku pierszego punktu i na lini startu miałem 40 sekund spóźnienia. Nad Jamnikiem był komin ale słaby w kierunku punktu dosyć mocno dusiło i po zrobieniu punktu wróciłem poniżej grani Jamnika. Trochę trwało zanim odbudowałem wysokość (a po wczoraszej wpadce lot nisko nad górką jakoś mi nie pasował) część pilotów poleciała w tym czasie wzdłuż Jamnika ale byli zdecydowanie poniżej naszej grupy. Nad górami widać było cumulusy i wróciliśmy w okolice Kruszewa i startowiska. Chmury nie zadziałały ale dało się lecieć, zrobiliśmy wysokość w rejonie startowiska, potem przy takim charakterystycznym łysym wierzchołku. Lot po górach nie był specjalnie komfortowy lecieliśmy nisko na bezchmurnej termice i w słabych noszeniach.

Widok znad Jamnika na Kruszewo i startowisko


Jamnik w całej okazałości


Tandem zawodniczy nad Jamnikiem




Po przeskoczeniu przez waską doline oddzielająca jedno pasmo od drugiego Klaudia znalazła komin niżej odemnie i z Chrząszczem i jakimiś innymi glajtami dołaczyliśmy do niej. Trasa była tak ułożona, że należało teraz opuścić góry bo lot do następnego punkty górami oznaczał znaczne nadłożenie drogi, razem z Chrząszczem skoczyliśmy na płaskie w oddali było widać samotnego czerwono-żółtego glajta wykręcającego się 'z niskości' ale zanim do niego dolecieliśmy był znacznie powyżej nas. Pod nim były tylko zerka, zaliczyliśmy tam cylinder drugiego punktu zwrotnego, Chrząszczu został tam chwilę a ja poleciałem dalej i znalazłem przyzwoity, w porywach 3 metrowy, komin, Chrząszczu dołączył. Za Podkową widać było grupę która leciała po płaskim znacznie poniżej nas. Przelecieliśmy im nad głowami i dogoniliśmy czerwono-żółte Zeno 2, którym okazał się być Robert Niziołek. Tutaj pojawiły się niewielkie cumulusy. Zaliczyliśmy ostatni punkt zwrotny. W tym momencie w trójkę prowadziliśmy w tasku ale gonił nas peleton złożony z tych pilotow co lecieli po płaskim i resztek naszej górskiej grupy. Siła peletonu polega na łatwiejszym penetrowaniu większego obszaru i znajdowaniu noszeń.

Lecąc w kierunku mety, która była jeszcze poza zasięgiem lotu ślizgowego staraliśmy się przelatywać pod niewielkimi kłaczkami Cu ale pod pierwszym nie znaleźliśmy porządnego noszenia a przy którymś następnym dogonił nas peleton. Gdzieś musieli znaleźć coś mocnego po drodze. Trochę z tyłu za nami Krzysiek Schmidt wykręcił się ponad resztę i poleciał do mety. Dolot wychodził mi na styk z dwudziestometrowym zapasem. Koledzy teamowi Paweł Faron i Jacek Górski wyprzedzili mnie na speedzie z denerwujacą łatwością, ja nie mogłem już więcej przyspieszyć. Duszenia po drodze i boczny wiatr szybko zlikwidowały symboliczny zapas wysokości potrzebny do dolecenia do mety a wysokość nad gruntem była juz mizerna. Poza Schmitdtem wszyscy potrzebowali coś podręcić. Grupa założyła nad zabudowaniami jakieś obrzydliwie wyglądającej, wielkiej fermy, w tych okolicach była meta czasowa (end of speed section), która przekroczyłem 2 min po pierwszych ale, żeby ten czas się liczył trzeba dolecieć do tej finalnej mety. Ja próbowałem wykręcić coś wcześniej nad ciemnym polem ale ponieważ było to za słabe rzuciłem sie do nich. Kilka osób z tej grupy łądowało w niezbyt eleganckim terenie wokół zabudowań, reszta jakoś się trzymała powietrza. Nad dachami lataliśmy nisko, poniżej 100 m nad terenem ale noszenie było mniejsze od mojego opadania, powoli traciłem wysokość. Przyleciała Klaudia i założyła po lewej odemnie. Poprawiłem w tamta strone ale nic lepszego nie znalazłem po chwili siedziałem na polu a Klaudyna się wykręciła. Do mety zabrakło mi kilkaset metrów.

Paweł Chrząszcz leci z gór na płaskie


Klaudia Bułgakow chwilę przed znalezieniem noszenia w górach


Peleton za plecami, ten co nas dogonił.





30 sierpnia 2022

Kukurydza.

Prognozy na dziś przewidywały wczesne burze. Nad doliną, po wczorajszym deszczu, rano widać było zamglenia i niskie chmury nad górami.

Dzisiejszy 54 kilometrowy task był inny niż w poprzednich dniach, choć początek podobny. Po starcie pierwszym punktem zwrotnym był duży cylinder na północny-wschód od startu ale tak ustawiony, że lot po górach nie opłacał się zupełnie. Potem punkt na środku doliny i meta koło Witoli na południu. Start konkurencji półgodziny wcześniej niż poprzenio (12:30).

Przed startem kiedy już byłem oszpejony i włączyłem elektornikę zaskoczył mnie xctrack, który oświadczył, że się właśnie zaktualizował (pewnie pobrała sie aktualizacja jak wczoraj wrzucałem tracka na xcontest). Fajnie, tylko coś mu się przestawiło w ustawieniach i przestał widzieć GPS-a. Już przepinałem się na zestaw awaryjny kiedy pomógł mi jeden z lokalnych pilotów. Po starcie znalazłem jakieś noszenie ale nie zrobiłem za dużo wysokości. Górne zachmurzenie zaczęło zasłaniać słońce. Latałem nad brzegiem miasta Kruszewa i nad skałami przy serpetynach wiodących do niego z grupą maruderów (w tym z Zupą) a główna stawka dużo wyżej nad górami ponad miastem i nie mogłem zobić wyskości. Nad lądowiskiem zobaczyłem wykręcającego się turystę więc skoczyłem do niego. W przyzwoitym kominie szybko nabierałem wysokości kiedy minęła godzina startu. Na start w powietrzu spóźniłem się pare minut ale nad granią ‘Jamnika’ doszedłem pierwszą grupę. Tutaj panował dosyć duży tłok w kominie nie byłem najwyżej ale na przyzwoitej wysokości.

Do pierwszego punktu nie było daleko, wyszliśmy z komina w jego kierunku ale z grupką kilku glajtów znaleźliśmy mocniejsze noszenie trochę w prawo od kursu i zakrążyliśmy w nim. Kiedy zaczęło słabnąć skoczyłem na punkt zwrotny opuszczając komin jako pierwszy. Obserwując kiedy poprzednicy robią zakręt oceniałem, że mam ok 1.5 km straty ale przewagę wysokości. Po powrocie z punktu nad grań Jamnika byłem w ścisłym czubie. Noszenie w którym krążyła główna grupa było słabe a ja rozochocony dotyczczasowymi sukcesami rzuciłem się do przodu razem z Kubą Sto ciut niżej i jakimiś pojedynczymi innymi glajtami trochę wyżej (ciągle nie rozpoznaję dobrze konkurentów w powietrzu, to wymaga trochę polatania w zawodach).

W okolicach oficjalnego lądowiska palił sie jakiś ogień i dym szedł najpierw poziomo a potem do góry i zastanawiałem się czy nie skorzystać z tak zabarwionego komina ale to było w prawo od trasy i dosyć daleko postanowiłem lecieć po grani. W pewnym momencie Kuba zawrócił do komina który znalazły glajty za nami ale ja byłem zawzięty (Wracać? Ja?). Po chwili na granią zrobiło się mocno w dół, zjechałem na prawo, jeszcem na 50 metrach nad polami zrobiłem 3 kółka w zerku i po chwili lądowałem na łacę z dębem po środku zaraz za kukurydzą. Po chwili mogłem sobie porobić zdjęcia kolegów, którzy własnie nademną kręcili komin.





29 sierpnia 2022

Jak tu wylądować ...


Dziś prognoza przewidywała izolowane burze nad górami ale nie nad doliną. Task wymyślno podobny do poprzedniego tylko nieco któtszy, najpierw na północ, potem na południe z metą na lotnisku na środku doliny (a nie jak wczoraj pod górami).

Przed startem miałem do naprawienia jedna z linek na krawędzi spływu, którą gdzieś wczoraj urwałem. Pomógł mi niezawodny w takich wypadkach Paweł Faron (dziękuję!), cztery wprawne ręca i dwie pary oczu znacznie przyspieszają takie operacje w warunkach polowych.

Burza z wyładowaniami utworzyła się już przed startem ale dosyć daleko na zachód od nas. Pierzasta część chmury powoli zasłaniała słońce i przed startem w powietrzu o 13:00 cała stawka walczyła o utrzymanie wysokości czekając na otwarcie cylindra startowego. Część pilotów poleciała nad Krivogasztani i startowała znad początku ‘Jamnika’, ja z wiekszościa pilotów latałem nad miastem i okolicznymi górami.

Podobnie jak wczoraj po starcie utworzyła się grupa górska ale ja postanowiłem lecieć po prostej najkrótszą drogą do pierwszego punktu zwrotnego z kursem północno wschodnim. Szybko dołączyli do mnie inni. Jamnika przecinałem wpoprzek i nad granią był przyzwoity komin ale nie sięgał wysoko. Po drodze do pierwszego cylindra były dwie wioski. Zwarta zabudowa tutejszych miejscowości zwykle jest dosyć pewnym generatorem kominów. Pierwsza miejscowość jednak nie zadziałała i komin znalazłem dopiero za drugą, utworzył się tam nawet niewielki cumulus. Pierwszy punkt zaliczyłem krążąc w kominie. Noszenie nie było silne i po chwili latałem w dużej grupie i w znacznym tłoku. Powoli odzyskiwaliśmy wysokość w noszeniu poniżej 2 m/s aż do ok. 1800 m (czyli ok. 1200 nad terenem). Pomimo przestróg organizatora, że wprzypadku lądowania w tych okolicach czeka nas długi marsz, bo nie ma tutaj dróg nadających się dla samochodów zwózkowych, cała stawka poleciała po prostej pod wiatr w kierunku ‘Podkowy’ i miejscowości Topolczani. Po drodze było kilka wiosek a więc potencjalnych generatorów noszeń ale też miejsc z dojazdem.

Nad pierwszą z nich zaparkowaliśmy na wysokości ok. 500 m nad terenem w jakichś mizernych zerkach, stawka podzieliła się na kilkuosobowe podgrupy próbujace wykorzystać te słabe noszenia. W pewnym momencie zobaczyłem, że nagle zmienił się kierunek dymu z jakiegoś ogniska za wsią koło pasących się krów. Zaryzykowałem, skoczyłem tam i z wysokości poniżej 200 m nad terenem zacząłęm wyjeżdzać w porządnej choć dosyć ciasnej ‘trójce’ pachnacej dymem z ogniska. Dołączył tylko jeden glajt znacznie poniżej. Wyjechłem na prawie 2200 i w tym momęncie byłem najwyżej ale siła przeciwnego wiatru na tej wysokości też zwrosła.

Koledzy lecący dołem szybciej dolecieli do nastepnej wsi z dziwnym okrągłym betonikiem.

Koledzy lecący dołem szybciej dolecieli do nastepnej wsi z dziwnym okrągłym betonikiem i znaleźli tam jakieś noszenie. Przeleciałem nad nimi (nic nie było) i skoczyłem do przodu ale ponieważ nic nie znalazłem a jednolita powierzchnia pół w zasiegu lotu nie dawała zbyt dużej szansy na znalezienie noszenia samotnie to grzecznie wróciłem do nich do komina i tyle było z rumakowania ...


Kolejne kominy przybliżały nas do Podkowy. Po lewej (wschodniej) stronie od trasy, nad górami chmura była już mocno wybudowana i widać było opad deszczu ale wydawało się, że odległość jest jeszcze bezpieczna.

Nad podkową pojąwił się cumulus a noszenia nagle wzrosły. Do ostatniego punktu leciałem dosyć długo po prostej w noszeniu i po punkcie wróciłem pod chmurę. Punkt zwrotny zrobiłem ze stratą ok 1 km do pierwszych. Ze względu na rozwijającą sie burzę task został zatrzymany o 15:00 z zaleceniem ladowania w bezpieczniejszej części doliny. W okolicach mety pojawił się silny wiatr od burzy ale dolina wyglądała OK. Wyleciałem spod chmur ale wiariometr nie przestał pokazywać wznoszenia. Nad Kruszewem też widać było opad deszczu więc zrezygnowałem z lecenia w tamtą okolicę, przed górami po zachodniej stronie znalazłem jakiś obszar gdzie było do dołu i spiralą zszedłem z 1800 m, trochę to trwało. Wylądowałem na ściernisku przy drodze razem z kilkoma innymi pilotami, którzy też dziwnym trafem :-) 
wybrali to miejsce.


28 sierpnia 2022

O sekundę ...

Po kilku latach przerwy dziś pierwszy raz leciałem w normalnym tasku na normalnych zawodach. Kruszewo i okolice znam dobrze i mam stąd dobre wspomnienia. Mistrzostwa Polski są tutaj organizowanie nie po raz pierwszy a startowałem tu też na wielu innych zawodach.


Początek trasy.
















Wystartowałem z ziemi w dobrym momencie, może lepiej byłoby ciut wcześniej. Początek był trudny, słabe kominy, tłok w powietrzu, nisko nad drzewami. Po zrobieniu zapasu wysokości poleciałem z pewną obawą nad miasto, co prawda na obrzeżach da się awaryjnie wylądować ale ścisła zabudowa zawsze straszy. Wysokości przybywało powoli i zbliżała się godzina startu w powietrzu. Podobnie jak innych pilotów południowy wiatr, wiejący w kierunku pierwszego punktu zwrotnego wyniósł mnie z cylindra startowego przed godzina startu i musiałem się do niego wrócić.



Widok w kierunku 2-giego punktu zwrotnego.


Widok do tyłu.




Pierwsza grupa poleciała przy zboczach gór a ja wybrałem trasę trochę bardziej po prostej do punktu (ale nie tak radykalnie jak Fiemka). Po pierwszym punkcie zwrotnym wybudowana chmura zacieniła spory kawałek zboczy, więc wybrałem lot tam gdzie świeciło jeszcze słońce na niskimi górkami na przedpolu (pasmo to jest znane w slangu polskich zawodników jako "Jamnik"). Nad granią Jamnika było pod wiatr i trochę trzymało ale traciłem powoli wysokość, zdecydowaem się "spaść z grani" na prawo czyli na zachód, oświetlona i nawietrzna strona żeberka wyglądała na bankowe miejsce i udało mi się znaleźć komin mimo, że miaem już poniźej 100 m nad ziemią po chwili dołączyła do mnie spora grupa.


Spike w akcji.

Po odbudowaniu wysokośći utworzyła się kilkuosobowa grupa lecącą po prostej nad płaskim w kierunku drugiego punktu zwrotnego. Noszenia nie przekraczały 2 m/s. W tej grupie leciał Spike, Chrząszczu i Jacek Górski. W pewnym momencie dogoniliśmy jakieś szaro-białe Enzo lecące samotnie wysoko - jak się nie lata w zawodach to się nie rozpoznaje kolegów ... 

Przed drugim punktem Spike 'się rzucił' do przodu i nie trafił w komin, który ja przeleciaem po prostej pod wiatr i do którego wróciłem po zaliczeniu cylindra punktu zwrotnego. Dalsza część trasy była z wiatrem ale wybudowane nad górami po lewej i prawej stronie chmury z opadem sukcesywnie zasłaniały słońce nad doliną. Przed Podkową (wzgórza na środku doliny w ksztacie podkowy), która jest zwykle miejscem generującym silne noszenia Chrząszczu i Jacek 'rzucili się' do przodu i oparli sie o zbocza tej górki. Reszta grupy grzecznie zespołowo krecila komin wyglądający na ostatni dziś, wyłamał się Błażej i ruszy do przodu a chwilę po nim Lester. Dolina w tym momencie była całkiem zacieniona ale na trawersie ostatniego punktu znaleźliśmy jakieś słabe noszenie. Jeszcze tylko skok w bok do cylindra, powrót do komina i sprawdzam czy jest szansa dolecieć. Lester leci już do mety ale w/g mnie nie ma szans. Jest nas czterech, noszenie słabe ale innego już na pewno nie będzie. Nie powinno też dusić po drodze, do mety jest z tylno-bocznym wiatrem. Kiedy komputer pokazuje 150 m zapasu decyduję się lecieć (nie mam doświadczenia z tym komputerem dolotowym), po drodz trochę trzyma ale zapas wysokości nie rośnie, lecę na prędkości trymowej z największą doskonałościa w kierunku mety zaczyna wychodzić słońce. Leszek ląduję za Krivogasztani pod początkiem "Jamnika". Oglądam się na boki i do tyłu ale nikogo ścigającego mnie nie widzę (lusterka nie mam). Nagle, może kilometr przed end-of-speed-section zauważam szaro-białe Enzo na wyraźnie większej wysokości po prawej, Wciskam belkę speeda do końca bo już raczej dolecę ale na granicy cylindra jesteśmy równo, później na wynikach okazuje się, że Paweł Bedyński byl o 1 sekundę wcześniej ...


Meta jest na granicy pola przed topolami.

23 czerwca 2022

Zapowiadał się rekordowy warun ...

Zapowiadał się rekordowy warun w Beskidach, no w każdym razie prognoza była niezła, tylko dosyć silny północno wschodni wiatr, co zawsze powoduję taki dysonans: próbować polecieć trasę zamkniętą czy też pognać z wiatrem za horyzont.

Jechaliśmy z Francuzem tak, żeby zdążyć na pierwsza kolejkę o 9:00 na Skrzyczne ale wyhamował nas korek przed Bielskiem i lampka z ikonką olejarki, która niespodziewanie zapaliła się w czasie jazdy w Skodzie. Dojechaliśmy na 9:13 i musieliśmy czekać do 9:30 na następną turę krzesełek. Jak doszliśmy na startowisko Kuba już był gotowy i zaraz poleciał. 

Oszpeiliśmy się kiedy dojechali następni piloci. Start na wschód bezproblemowy choć choinki pod startem są coraz wyższe i za parę lat będzie problem.

W kierunku Czech chmury wyglądały lepiej

Charakretystyczne jezioro

Nowopowstałe cumulusy na wschód

Lądowałem na skoszonej łące

Początek po grani na Małe Skrzyczne potem chmury układały się na zachód od Baraniej Góry. Starałem trzymać się wysoko i nie spieszyłem się, Francuz dotrzymywał kroku a czasami leciał przodem, tylko trochę niżej. Wiatr i chmury kierowały nas prosto na CTR Żylina. W kierunku Małej Fatry był duży obszar całkowicie niebieskiego nieba i Cu dopiero nad Małą Fatrą ale liczyem, że chmury się tam jednak pojawią wkrótce. Rozważałem też wariant, żeby polecieć na zachód w kierunku Czech gdzie sytuacja chmurowa była lepsza.

Za Wielką Raczą skręcilismy na wschód. Ja spadem do 1000 m i ok 400 m na ziemią, Francuz niżej. Wiało tutaj bardziej z północy, dosyć mocno i nie było chmur w okolicy. Nad Nova Bystrica udao mi się odbudować wysokość na bezchmurnej termice i skoczyć pod nowopowstałe cumulusy na wschód. Francuza gdzieś zgubiłem i zaczynałem się martwić ale odezwał się w końcu przez radio narzekając "Nie gadajcie tyle tu się lata!". Jak chmur nie było to nie było a nagle zrobiło się tutaj ich zadużo i rozlały się szeroko po niebie zacieniając duży obszar. Nie wymyśliłem żadnego sprytnego planu pomimo zjedzenia tubki bobofruta i po chwili przymierzaem się do lądowiska na skoszonej łące po zawietrzenj stronie wzgórza nad wsią Nova Lesna. Francuz lądowal trochę wcześniej. Zdenerwowała mnie kropka "fiemski" na moim komputerze przelotowym, które przeleciała gdzieś nademna a ja nie umiałem jej namierzyć oczami (potem sie dowiedziałem, że Fiemski latał szybowcem).

Wracałem:
Do centrum Novej Lesnej - z sympatyczna Słowaczka
Do Namestova - Samochodem pocztowym (po drodze kierowca rozwoził i odbierał przesyłki);
Do granicy w Korbielowie - ze Słowakiem wracającym z pracy z Namestova do Oravskiej Polhory, który zaofiarowa się, że do granicy m,nie podwiezie
Do Jeleśni - z parą polskich turystów, którzy po wycieczce na Pilsko jechali do Zawoi
Do dworca w Żywcu - z sympatyczną Panią z Banku, która podwiozła mnie na dworzec ale spóźniliśmy się 3 min. na Busa do Lipowej
Do McDriva - pieszo
Pod McDrive przyjechał Kuba, który lądował w Ujsołach i zdąrzył na busa do Lipowej. Razem pojechaliśmy po Francuza, który już dojechał stopem do Węgierskiej Górki.

Trasa: https://www.xcontest.org/world/en/flights/detail:zxc/23.6.2022/08:39



29 lipca 2021

W Szczebrzeszynie Chrząszcza nie było.

W przeddzień zaplanowanego urlopu z małżonką, wieczorne konsultacje warunowe z Kubą i szukanie miejsca gdzie by się tu wyholować zakończyły się, kiedy oddzwonił Walter, który wcześniej był poza zasięgiem, hol z dużego lotniska zawsze jest bardziej komfortowy niż chałupnictwo po drogach, polach i ugorach.

Pojechaliśmy rano do Częstochowy we 3 lataczy ja, Francuz, Kuba i Marcin jako kierowca zwózkowy. Wyciągarką dowodziła Magda, Walter też postanowił polecieć i jeszcze pilot miejscowy Daniel. Z pierwszych wyholowanych zabrał się Francuz, Daniel wrócił na lotnisko a Kuba padł za płotem, Marcin po niego pojechał.

Ja trafiłem w komin zaraz po wyczepieniu ale potem nie było łatwo, za cementownią przez chwilę latałem w parterze z Juniorem tyle, że szybowieć miał dolot do lotniska pod wiatr a ja raczej nie, spadłem nawet poniżej 200 m nad terenem ale jakoś udało mi się odbić. Próby przyspieszenia kończyły się nisko nad ziemią w słabym noszeniu. Przeskoki starałem się robić trochę w prawo (na południe) od kierunku wiatru bo tutaj chmury wyglądały lepiej no i celowałem już w wolną przestrzeń powietrzną dalej. Parę razy udało mi się polecieć jakiś odcinek po prostej pod chmurami ale bez długich szlaków. Francuz cały czas leciał 15 km z przodu i nie udawało mi się go dogonić.

Leciałem, jak zwykle to robię w przelotach z wiatrem "na strzałke do tyłu", używam funkcji MOB (człowiek za burtą) w którą są wyposażone wszystkie GPS-y Gramina. Podawałem przez radio kolegom odległość od startu i kurs. Przed Kielcami Kuba zameldował się parę kilometrów za mną i jak wiedziałem gdzie szukać to zobaczyłem go nawet pod poprzednią chmurą. Przed miastem złapałem zdecydowany komin i przez tereny zabudowane przeleciałem wysoko. Chmury układały się nad sanktuarium Świetokrzyskim ale bezpośrednio nad Łysą Górą było trochę turbulentnie i nie zrobiłem zdjęcia z bliska (potem żałowałem) mam tylko takie z przeskoku chwilę wcześniej.





























Tutaj udało mi sie znacznie przyspieszyć. Nad Wisłą aparat wyciągnąłem bo zdjęcia Wisły poprzenim razem jak nad nia leciałem nie zrobiłem. Już przed Wislą zacząłem zmieniać kierunek trochę na północ, bo z daleka straszył mnie "stumilowy las" koło Janowa Podlaskiego. Latanie na skoszonymi polami daje jednak niesamowity komfort psychiczny.








Chmur jednak zaczęło powoli ubywać i odległości między nimi sie zwiększyły. W pewnej chwili  leciałem pod jedną chmurą z duża grupą bocianów ale one były przynajmniej 500 m wyżej, także trudno to mówić o lataniu z bocianami, za to przez mój komin na tej samej wysokości przemknęła grupa jerzyków.

Minąłem trawers Szczebrzeszyna a Zamość wydawał się być w zasiegu lotu. Końcówka to lot z wiatrem w spokojnym powietrzu, na parterowej wysokości. Na trawersie zbiornika Nielisz, gdzie widzać było dużo ptaków wodnych  i brodzących, jeszcze było jakieś niewielkie noszenie.

W koncówce zobaczyłem dosyć nisko i późno linię średniego napięcia, słupy były słabo widoczne na tle pojedyńczo rosnących na polach drzew. Wylądowałem na skoszonej łące ok 100 m od zabudowań. Po chwili przebiegła zaniepokojona właścicielka łaki z zieńciem, który porzucił koszenie podwórka aby sprawdzić czy nic mi się nie stało.

Marcin podjął Francuza i Kube i dosyć szybko był po mnie. Już o 2 w nocy byliśmy w domu (licznik w Skodzie zinkrementował się o 1000 km).

Udało mi się odzyskać rekord odległości przelotu z "mojego" lotniska.

Link do lotu:
na xcportal: https://xcportal.pl/node/200999
na xcontest: https://www.xcontest.org/world/en/flights/detail:zxc/29.7.2021/09:35



11 kwietnia 2016

Spadanie swobodne z uwzględnieniem oporu powietrza.

Do napisania tego tekstu zdopingowała mnie dyskusja na pl.rec.paralotnie, pierwotnie o opadaniu na zapasie ... i zaproponowane przez jednego z kolegów doświadczenie, polegające na jednoczesnym upuszczeniu w pozycji pionowej, dwóch identycznych plastikowych butelek:
- pierwszej z zawartością 0,2 l wody
- drugiej z 1,3 litra wody.

Wyobrażenie sobie przebiegu zjawiska fizycznego w czasie może być trudne, nawet jak zna się opisujące je wzory fizyczne. Dlatego napisałem prosty kawałek kodu modelujacego spadanie 2 ciał o różnych masach ale jednakowym kształcie. W kolejnych krokach obliczeń siła działajaca na ciało (i powodująca jego przyspieszanie) to jego ciężar pomniejszony o opór powietrza. Opór powietrza jest liczony na podstawie prędkości z poprzedniego kroku, niedokładności wynikające z tego uproszczenia można zmniejszać zmniejszając krok obliczeniowy. Do celów demonstracji wystarczająco dobre wyniki moża uzyskać przy kroku 0,5-0,1 sekundy. Wydaje mi się, że ten poziom matematycznego opisu i jego implementacja w taki prosty sposób powinny być zrozumiałe dla każdego ...

Przyjęto pole poprzecznego przekroju 0,006 metra kwadratowego (pole koła o średnicy 9 cm), stały współczynnik oporu 0,1 niezależnie od prędkości (wzrastająca prędkość w wpływa na skalę zjawiska i opisującą ją liczbę Re ale jak to wpływa na opór butelki ?) i stałą gęstość powietrza (gęstość rośnie wraz ze spadkiem wysokości), czas eksperymentu 10 sekund.

Kod można uruchomić w internetowej 'piaskownicy programistycznej' takiej jak ideone.com (ten kod pod linkem https://ideone.com/CCEYnT ) lub w dowolnym innym środowisku z językiem C, a modyfikując odpowiednio parametry (np. masy ciał, pole poprzecznego przekroju, współczynnik oporu, ...) wirtualnie przeprowadzać różne wersje doświadczenia, wyniki w postaci tabelki ( rysowanie wykresów w wersji 2.0, animacje w 3.5 ... ).

#include < stdio.h >
// stałe fizyczne
const double ro = 1.25; // gestosc powietrza [kg/m^3]
const double g  = 9.81; // przyspieszenie ziemskie [m/s^2]

double Faero(double S, double C, double v) { return v*v*S*C*ro/2; }

int main(void) {
// parametry eksperymentu stale w czasie
double m1 = 0.2; // masa ciala 1 [kg]
double m2 = 1.3; // masa ciala 2 [kg]

double Cx1  =  0.1; // wspolczynnik oporu ciala 1
double Cx2 =   0.1;

double S_1 = 0.006; // pole poprzecznego przekroju [m^2]
double S_2 = 0.006;

double dt    = 0.1;  // modelowy odcinek czasu [s]
double Tmax = 10.0;  // limit czasu [s]

// zmienne w czasie
double a1 = 0.0; // przyspieszenie [m/s^2]
double a2 = 0.0;
double f1 = 0.0; // sila oporu [N]
double f2 = 0.0;
double v1 = 0.0; // predkosc [m/s]
double v2 = 0.0;
double s1 = 0.0; // droga [m]
double s2 = 0.0;

for(double t=0; t < Tmax; t+=dt) {
f1 = Faero(S_1, Cx1, v1); // opor liczony dla predkosci z poprzedniego kroku
f2 = Faero(S_2, Cx2, v2);
a1 = (m1*g - f1) / m1; // przyspieszenie = (ciezar - opor) / mase
a2 = (m2*g - f2) / m2;
double v1p = v1; // predkosc poczatkowa w kroku - do policzenia sredniej
double v2p = v2;
v1 += a1*dt; // predkosc wzrasta o 'przyspieszenie * czas_kroku'
v2 += a2*dt;
s1 += (v1p + v1)/2 * dt; // droga wzrasta o 'sredna_predkosc * czas_kroku'
s2 += (v2p + v2)/2 * dt;
printf("%3.2fs f[%6.2f,%6.2f] a[%4.2f,%4.2f] v[%5.2f,%5.2f] s[%5.2f,%5.2f]\n",
       t+dt, f1,f2, a1,a2, v1,v2, s1,s2);
}

return 0;
}



Wyniki [pierwsze_ciało, drugie_ciało]:

0.50s f[  0.01,  0.01] a[9.78,9.81] v[ 4.90, 4.90] s[ 1.23, 1.23]
0.60s f[  0.01,  0.01] a[9.76,9.80] v[ 5.88, 5.88] s[ 1.76, 1.77]
0.70s f[  0.01,  0.01] a[9.75,9.80] v[ 6.85, 6.86] s[ 2.40, 2.40]
0.80s f[  0.02,  0.02] a[9.72,9.80] v[ 7.82, 7.84] s[ 3.13, 3.14]
0.90s f[  0.02,  0.02] a[9.70,9.79] v[ 8.79, 8.82] s[ 3.97, 3.97]
2.90s f[  0.26,  0.28] a[8.52,9.60] v[27.13,28.24] s[40.29,41.10]
3.00s f[  0.28,  0.30] a[8.43,9.58] v[27.97,29.19] s[43.05,43.97]
3.10s f[  0.29,  0.32] a[8.34,9.56] v[28.81,30.15] s[45.89,46.94]
3.20s f[  0.31,  0.34] a[8.25,9.55] v[29.63,31.11] s[48.81,50.00]
3.30s f[  0.33,  0.36] a[8.16,9.53] v[30.45,32.06] s[51.81,53.16]
3.40s f[  0.35,  0.39] a[8.07,9.51] v[31.26,33.01] s[54.90,56.41]

Jak widać powyżej, po spadnieciu o 2-3 m (0.7-0.8 sek) różnica jest nierejestrowalna, dopiero po opadnieciu o ok. 50 m (3,3 sek) zarejestujemy różnicę gołym okiem.

Natomiast gdyby cieższa butelka (złośliwie ;-), obróciła się bokiem do kierunku lotu (przekrój wzrasta do ok. 0.025 m2) a lżejsza leciała w pozycji opływowej to wynik jest zależny od współczynika oporu i z tą dokładnościa obliczeń (szacowanie współczynników oporu) nie można go prawidłowo przewidzieć.


25 stycznia 2016

Superfinał Pucharu Świata zakończony.

Szwajcar, Stefan Wyss wygrał Superfinał Paralotniowego Pucharu Świata w Meksyku. Z ośmiu rozegranych konkurencji wygrał aż cztery. Drugi był Julien Wirtz z Francji a trzeci Luka Donini z Włoch. Pierwszą panią była Seiko Fukuoka-Neville z Francji (32 miejsce generalnie).

Klaudia zajęła 7 miejsce wśród kobiet. Szkoda trochę, że nikt inny z Polaków nie pojechał ale z drugiej strony to chyba nie jest nasze ulubione miejsce. Tegoroczne Mistrzostwa Świata zostaną rozegrane w sierpniu Krushevie w Macedonii czyli w miejscu na pewno lepiej znanym polskim pilotom i chyba bardziej lubianym.

Zdjęcia z galerii www.pwca.org