19 lutego 2007

Manilla XC Open, Klaudia w krainie kangurów.

Nastepny dzień to powtórka tasku z dnia poprzedniego. Brak wiatru na poczatku trasy. Łosoś i Walter wylądowali na lądowisku traktując ten dzień jako odpoczynek (do zawodów liczą się co najwyżej 4 konkurencje), ja postanawiam lecieć, bo to przeciez ma być trening przed Mistrzostwami Świata, również kondycyjny.





Leci się rzeczywiście wolniej niz poprzedniego dnia ale udaje mi się dolecieć do 'kraju w kartke' i tam trochę przyśpieszam i do 18:30 udaje mi się zrobić ponad 164 km. Robert już tradycyjnie jest bardzo szybko na miejscu mojego lądowania, nie mamy kontaktu z Pawłem, ktory odzywał się poprzednio przez radio kilkadziesiat kilometrow wczesniej. 

Miejsce ladowania Klaudi jest znane ale Klaudia jest sama na pustkowiu. Wracaliśmy już, kiedy zadzwonił Paweł z telefonu stacjonarnego na farmie, na ktorej wylądował. Radio przestało mu działać a komórka się rozładowała. Jest blisko drogi więc go łatwo zbieramy. W Weewaa jesteśmy już po zmroku a kończy się nam wacha w aucie, na dodatek dziś jest niedziela, stacja nie działa. Jedyny napotkany człowiek mówi, żebyśmy podali swoj nr telefonu a on nam pomoże. Po 10 min dzwoni telefon, właścicielka stacji przyjedzie nam otworzyć.

Zatankowani ruszamy po Klaudie, z która jest kontakt telefoniczny ale jest ciemno a drogi zupełnie nie zgadzają sie z mapa w naszych GPS-ach. Błądzimy po wielkich polach, co chwila stając na końcu drogi. Przed maska skacza nam dziesiątki kangurów, musimy jechać wolno żeby na jakiegoś nie wpaść. Track na GPS-ie tworzy nam mapę ścieżek. W końcu zaczyna nas gonić jakiś samochód. Własciciel farmy przyjechal zobaczyć co sie dzieje na jego polu. Pokazujemy mu kierunek gdzie wylądował 'nasz pilot'. Prowadzi nas swoim jeepem z potężnym reflektorem-szperaczem, 300 m przed pozycja Klaudi staje.
- Nikogo tu nie ma.
- Jeszcze 300 m prosto - krzyczymy.
Faktycznie po chwili w światlach reflektorów widac Klaudynę siedzącą na plecaku. Widzimy lekkie zaskoczenie na twarzy farmera, że ten poszukiwany pilot to drobna dziewczyna. W domu znowu jesteśmy wcześnie nad ranem.

17 lutego 2007

Manilla XC Open, pierwsze 200+

Nastepna konkurencja, przelot otwarty po osi 293 stopnie, okazała sie najdłuższa w całych zawodach.
Poczatek trasy, czyli jakies pierwsze 100 km lecieliśmy bez wyraźnego wiatru. Łosoś i Paweł lecieli w czubie a ja ich goniłem bo miałem problem z oderwaniem się od górki (po starcie spadłem bardzo nisko). Kiedy dolecielismy do stanu Queensland zmienił się nie tylko wyglad ziemi pod nami zamiast stepu z nieregularnymi plamami lasu zobaczyliśmy gigantyczna kolorowa szachownice pól, kolory różne ale zieleni jak na lekarstwo. Pojawił się też zdecydowany wiatr w plecy, także wyraźnie zwrosła nasza predkość, druga setka mineła szybko. Po drodze dogoniłem Pawła, chwile lataliśmy razem ale po wyjściu z komina wybraliśmy inne drogi i Paweł został kilka kilometrów za mna.

Początek dnia
Na trasie, Narrabri.
Pod wieczór lądowałem ...
Pod wieczór lądowałem na 245 kilometrze od startu, Łosoś złapał jeszcze wieczorny komin i poleciał dalej po rekord Polski. Klaudia lądowala na 160 km. Przez cała droge mieliśmy łączność radiowa z dwoma samochodami prowadzonymi przez Roberta Zbelę i Magdę zwana Dzidą. Team zbierający nas z trasy działał naprawdę świetnie i ich zaangazowanie i organizacja pracy na pewno przyczyniła sie do naszych wyników. Robert był koło mnie 5 minut od lądowania i razem pojechaliaśmy szukać Łososia. Rafal znalazł się na farmie odddalonej 10 km od drogi asflatowej. Magda zabrała resztę zawodników. My wrociliśmy koło 3 nad ranem do domu.

Przy porannym czytaniu GPS-ow okazalo sie, że niedoczytaliśmy regulaminu i o 18:30 codziennie kończy się czas, nasze tracki do konkurencji zostaly obcięte o 18:30, ale i tak wynik Łososia, mój i Pawła był powyzej 200.

https://www.xcontest.org/2007/world/en/flights/detail:zxc/17.02.2007/01:08


15 lutego 2007

Manilla XC Open, burzowa eskadra ...

W czasie zawodow zupełnie nie było czasu na pisanie bloga, dlatego pisze po fakcie. Pierwsza konkurencja miała najbardziej dramatyczny przebieg i chyba wszyscy widzieli w TV lub w prasie informacje o Ewie, ktora przeżyła lot na 10.000 metrów w burzy, niestety pilot z Chin nie miał tyle szcześcia. Dla nas te emocje były trochę odsunięte w czasie, bo dowiedzieliśmy się o tym trochę wiecej dopiero po drugiej konkurencji. Janusz też miał podobne przeżycia ale wybronił się przytrzymanym front-stalem, a może po prostu trafił w mniej gwałtowne noszenie ...

Lecieliśmy na północ z wiatrem ...
Lecieliśmy na północ z wiatrem, już od startu było widac dwie strefy opadu ale pomiedzy nimi byla duża przerwa z nomalnymi cumulusami. Gdy jednak znaleźliśmy się już po drugiej stronie tej 'bramy', burze zaczęły sie łączyć i budować w kierunku z wiatrem. I mimo, że na przeskokach predkosc na GPS-ie (bez speeda) była powyżej 50 km/h to ściana deszczu cały czas się zbliżała. W końcu ja zdecydowałem się wylecieć na środek doliny i lądować. Podobnie zrobił Rafał, reszta ekipy chyba trochę przegięła pałę i każdy z nich miał większe lub mniejsze przygody 'okołoburzowe'. 

Ściana deszczu cały czas się zbliżała
Wieczorem dowiedzieliśmy się o przygodach Ewy Wiśnierskiej ale wydawały sie nam nieprawdopodobne - przekoloryzowane (przeciez jakby była na 10.000 toby tego nie przeżyła). 

Następniego dnia, lecieliśmy task z 1 punktem zwrotnym, w sumie mało kilometrów ale ponad 6 godzin w powietrzu. W kierunku z wiatrem zaczeły się robic burze i wiekszość trasy lecieliśmy z bocznym wiatrem lub nawet pod wiatr. Ja spieprzyłem koncówkę bo byłem wyżej od Maurera - w zasięgu wzroku - ale polecialem w rejon z ładnymi chmurami omijając zacieniony, przez rozpadający się cumulonimbus, obszar. Pod chmurami nic sensownego nie znalazłem a straciłem kilka kilometrów.

Rozpadający się Cb
Po powrocie z trasy dowiedzieliśmy sie o śmierci Chinczyka. Nastepnego dnia konkurencja była odwołana w hołdzie dla naszego kolegi pilota.

Przed 3-cią konkurencją wprowadzono zasade, ze po konkurencji zawodnicy będą głosować czy konkurencja była bezpieczna. Jeżeli 20% powie, że uważaja task za niebezpieczny, konkurencja nie bedzie ważna. Tą samą zasadę postanowiono zastosować do konkurencji, które się już odbyły, tylko z progiem 50%. Konkurencja 1 została uznana przez wiekszość zawodników za niebezpieczną.

Przeniesione z australiaxc.blox.pl
Task z 1 punktem zwrotnym: https://www.xcontest.org/2007/world/en/flights/detail:zxc/15.02.2007/01:25

13 lutego 2007

Sydney - Manilla

Lecąc nad kontynentem Australii z samolotu podziwialiśmy kolorową pustynie, bez śladów zieleni i szlaki cumulusów. Po przylocie spędziliśmy dwa dni w deszczowym Sydney. Przyroda nawet tutaj w mieście jest niesamowicie inna. W parku latają papugi, które nie boją się ludzi a na żaglu od budynków latają stada wielkich nietoperzy. Przyjemna temperatura 23 stopnie. Dziś jedziemy do Manillii gdzie jest 40.

We wtorkowe przedpołudnie wyjechalismy z Sydney do Manilli (ok. 450 km). Prowadzil Robert, jako najbardziej doświadczony kierowca lewostronny. Po drodze kupiliśmy za $99 analogowe telefony komorkowe (CSMA), które działaja w mniej zaludnionym terenie, czyli tam gdzie jedziemy. Zasieg GSM kończy sie zaraz za Tamworth. Dojechaliśmy wieczorem akurat na rejestracje. Mieszkamy w Oakhampton, to farma i dom gościnny ok. 25 km od Manilli. Tam spotykamy Waltera z Dzida i Pesonem oraz grupe Janusza Fuzowskiego.