Dziś prognoza
przewidywała izolowane burze nad górami ale nie nad doliną. Task wymyślno podobny
do poprzedniego tylko nieco któtszy, najpierw na północ, potem na południe z
metą na lotnisku na środku doliny (a nie jak wczoraj pod górami).
Przed startem miałem do naprawienia
jedna z linek na krawędzi spływu, którą gdzieś wczoraj urwałem. Pomógł mi
niezawodny w takich wypadkach Paweł Faron (dziękuję!), cztery wprawne ręca i
dwie pary oczu znacznie przyspieszają takie operacje w warunkach polowych.
Burza z wyładowaniami utworzyła
się już przed startem ale dosyć daleko na zachód od nas. Pierzasta część chmury
powoli zasłaniała słońce i przed startem w powietrzu o 13:00 cała stawka
walczyła o utrzymanie wysokości czekając na otwarcie cylindra startowego. Część
pilotów poleciała nad Krivogasztani i startowała znad początku ‘Jamnika’, ja z
wiekszościa pilotów latałem nad miastem i okolicznymi górami.
Podobnie jak wczoraj po
starcie utworzyła się grupa górska ale ja postanowiłem lecieć po prostej najkrótszą
drogą do pierwszego punktu zwrotnego z kursem północno wschodnim. Szybko dołączyli
do mnie inni. Jamnika przecinałem wpoprzek i nad granią był przyzwoity komin
ale nie sięgał wysoko. Po drodze do pierwszego cylindra były dwie wioski.
Zwarta zabudowa tutejszych miejscowości zwykle jest dosyć pewnym generatorem
kominów. Pierwsza miejscowość jednak nie zadziałała i komin znalazłem dopiero
za drugą, utworzył się tam nawet niewielki cumulus. Pierwszy punkt zaliczyłem krążąc
w kominie. Noszenie nie było silne i po chwili latałem w dużej grupie i w
znacznym tłoku. Powoli odzyskiwaliśmy wysokość w noszeniu poniżej 2 m/s aż do ok.
1800 m (czyli ok. 1200 nad terenem). Pomimo przestróg organizatora, że wprzypadku
lądowania w tych okolicach czeka nas długi marsz, bo nie ma tutaj dróg
nadających się dla samochodów zwózkowych, cała stawka poleciała po prostej pod
wiatr w kierunku ‘Podkowy’ i miejscowości Topolczani. Po drodze było kilka
wiosek a więc potencjalnych generatorów noszeń ale też miejsc z dojazdem.
Nad pierwszą z nich
zaparkowaliśmy na wysokości ok. 500 m nad terenem w jakichś mizernych zerkach,
stawka podzieliła się na kilkuosobowe podgrupy próbujace wykorzystać te słabe
noszenia. W pewnym momencie zobaczyłem, że nagle zmienił się kierunek dymu z
jakiegoś ogniska za wsią koło pasących się krów. Zaryzykowałem, skoczyłem tam i
z wysokości poniżej 200 m nad terenem zacząłęm wyjeżdzać w porządnej choć dosyć
ciasnej ‘trójce’ pachnacej dymem z ogniska. Dołączył tylko jeden glajt znacznie
poniżej. Wyjechłem na prawie 2200 i w tym momęncie byłem najwyżej ale siła
przeciwnego wiatru na tej wysokości też zwrosła.
Koledzy lecący dołem szybciej dolecieli do nastepnej wsi z dziwnym okrągłym betonikiem. |
Koledzy lecący dołem szybciej
dolecieli do nastepnej wsi z dziwnym okrągłym betonikiem i znaleźli tam jakieś
noszenie. Przeleciałem nad nimi (nic nie było) i skoczyłem do przodu ale
ponieważ nic nie znalazłem a jednolita powierzchnia pół w zasiegu lotu nie
dawała zbyt dużej szansy na znalezienie noszenia samotnie to grzecznie wróciłem
do nich do komina i tyle było z rumakowania ...
Nad podkową pojąwił się cumulus a noszenia nagle wzrosły. Do ostatniego punktu leciałem dosyć długo po prostej w noszeniu i po punkcie wróciłem pod chmurę. Punkt zwrotny zrobiłem ze stratą ok 1 km do pierwszych. Ze względu na rozwijającą sie burzę task został zatrzymany o 15:00 z zaleceniem ladowania w bezpieczniejszej części doliny. W okolicach mety pojawił się silny wiatr od burzy ale dolina wyglądała OK. Wyleciałem spod chmur ale wiariometr nie przestał pokazywać wznoszenia. Nad Kruszewem też widać było opad deszczu więc zrezygnowałem z lecenia w tamtą okolicę, przed górami po zachodniej stronie znalazłem jakiś obszar gdzie było do dołu i spiralą zszedłem z 1800 m, trochę to trwało. Wylądowałem na ściernisku przy drodze razem z kilkoma innymi pilotami, którzy też dziwnym trafem :-) wybrali to miejsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz