28 sierpnia 2022

O sekundę ...

Po kilku latach przerwy dziś pierwszy raz leciałem w normalnym tasku na normalnych zawodach. Kruszewo i okolice znam dobrze i mam stąd dobre wspomnienia. Mistrzostwa Polski są tutaj organizowanie nie po raz pierwszy a startowałem tu też na wielu innych zawodach.


Początek trasy.
















Wystartowałem z ziemi w dobrym momencie, może lepiej byłoby ciut wcześniej. Początek był trudny, słabe kominy, tłok w powietrzu, nisko nad drzewami. Po zrobieniu zapasu wysokości poleciałem z pewną obawą nad miasto, co prawda na obrzeżach da się awaryjnie wylądować ale ścisła zabudowa zawsze straszy. Wysokości przybywało powoli i zbliżała się godzina startu w powietrzu. Podobnie jak innych pilotów południowy wiatr, wiejący w kierunku pierwszego punktu zwrotnego wyniósł mnie z cylindra startowego przed godzina startu i musiałem się do niego wrócić.



Widok w kierunku 2-giego punktu zwrotnego.


Widok do tyłu.




Pierwsza grupa poleciała przy zboczach gór a ja wybrałem trasę trochę bardziej po prostej do punktu (ale nie tak radykalnie jak Fiemka). Po pierwszym punkcie zwrotnym wybudowana chmura zacieniła spory kawałek zboczy, więc wybrałem lot tam gdzie świeciło jeszcze słońce na niskimi górkami na przedpolu (pasmo to jest znane w slangu polskich zawodników jako "Jamnik"). Nad granią Jamnika było pod wiatr i trochę trzymało ale traciłem powoli wysokość, zdecydowaem się "spaść z grani" na prawo czyli na zachód, oświetlona i nawietrzna strona żeberka wyglądała na bankowe miejsce i udało mi się znaleźć komin mimo, że miaem już poniźej 100 m nad ziemią po chwili dołączyła do mnie spora grupa.


Spike w akcji.

Po odbudowaniu wysokośći utworzyła się kilkuosobowa grupa lecącą po prostej nad płaskim w kierunku drugiego punktu zwrotnego. Noszenia nie przekraczały 2 m/s. W tej grupie leciał Spike, Chrząszczu i Jacek Górski. W pewnym momencie dogoniliśmy jakieś szaro-białe Enzo lecące samotnie wysoko - jak się nie lata w zawodach to się nie rozpoznaje kolegów ... 

Przed drugim punktem Spike 'się rzucił' do przodu i nie trafił w komin, który ja przeleciaem po prostej pod wiatr i do którego wróciłem po zaliczeniu cylindra punktu zwrotnego. Dalsza część trasy była z wiatrem ale wybudowane nad górami po lewej i prawej stronie chmury z opadem sukcesywnie zasłaniały słońce nad doliną. Przed Podkową (wzgórza na środku doliny w ksztacie podkowy), która jest zwykle miejscem generującym silne noszenia Chrząszczu i Jacek 'rzucili się' do przodu i oparli sie o zbocza tej górki. Reszta grupy grzecznie zespołowo krecila komin wyglądający na ostatni dziś, wyłamał się Błażej i ruszy do przodu a chwilę po nim Lester. Dolina w tym momencie była całkiem zacieniona ale na trawersie ostatniego punktu znaleźliśmy jakieś słabe noszenie. Jeszcze tylko skok w bok do cylindra, powrót do komina i sprawdzam czy jest szansa dolecieć. Lester leci już do mety ale w/g mnie nie ma szans. Jest nas czterech, noszenie słabe ale innego już na pewno nie będzie. Nie powinno też dusić po drodze, do mety jest z tylno-bocznym wiatrem. Kiedy komputer pokazuje 150 m zapasu decyduję się lecieć (nie mam doświadczenia z tym komputerem dolotowym), po drodz trochę trzyma ale zapas wysokości nie rośnie, lecę na prędkości trymowej z największą doskonałościa w kierunku mety zaczyna wychodzić słońce. Leszek ląduję za Krivogasztani pod początkiem "Jamnika". Oglądam się na boki i do tyłu ale nikogo ścigającego mnie nie widzę (lusterka nie mam). Nagle, może kilometr przed end-of-speed-section zauważam szaro-białe Enzo na wyraźnie większej wysokości po prawej, Wciskam belkę speeda do końca bo już raczej dolecę ale na granicy cylindra jesteśmy równo, później na wynikach okazuje się, że Paweł Bedyński byl o 1 sekundę wcześniej ...


Meta jest na granicy pola przed topolami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz