15 października 2012

Latanie biwakowe. Część 1. Sprzęt.

Na biwaku, 'vol' nie zawsze przebiega w idealnej pogodzie ...
Do napisania tego wstępu do "Poradnika młodego vol-bivaque-owicza" sprowokowała mnie niedawna dyskusja na grupie pl.rec.paralotnie. Mój punkt widzenia prawdopodobnie jest skrzywiony przez zboczenie zawodnicze, długoletnią przynależność do zbrodniczego KLiP-u, znienawidzonej Kadry i Aeroklubu Częstochowskiego (!) ale przynajmniej oparty o jakąś tam ekspieriencję. Dlatego postanowiłem napisać skrypt w konspiracji, żeby nie dowiedział się ten którego błędnego imienia nie wolno wymawiać w dobrym towarzystwie oraz inni ...

Red Bull XAlps, w początkach swojej historii, miał być czymś w rodzaju "mistrzostwa świata w lataniu biwakowym". Wyścigiem przez góry, ze startem z lodowca w Austriackich Alpach (gdzie w środku lata można jeździć na nartach) i metą na gorącej plaży (z palmami) w Monako. Ale w międzyczasie zrobiła się z tego impreza nastawiona mocniej na wyniki medialne; z wynikającymi z tego ograniczeniami i wymaganiami : np. obligatoryjne stroje zawodników, start zawodów na nogach w centrum miasta (zamiast startu z góry), zakaz poruszania się przy niskiej oglądalności (co zmusza do ścigania się przy wysokiej) itp. Ponadto obecność 'supportera', który biegnącemu 'atlecie', 'wymienia bidony' na punktach przy trasie, zapewnia mu informację i wszelkie wygody, mocno przesuwa ciężar wyścigu z 'taktycznej gry pilotów' w stronę machiny typu F1 z perfekcyjną organizacją zaplecza, planującego posunięcia oraz fizycznej wydolności zawodnika zdolnego te plany zrealizować.

Jak ja rozumiem latanie biwakowe? Na pewno nie jako zrobienie jednego 'zlota' po wejściu na szczyt pieszo, ale jako kilkudniowe latanie w górach (lub podobnym terenie umożliwiającym samodzielny start), na znaczne odległości, bez codziennych powrotów do 'bazy', bez lub z niewielkim wsparciem z zewnątrz. Co to są znaczne odległości? Takie, nie do pokonania w jednym locie. Czy można latać biwakowo w Polsce? Na pewno, tylko trzeba trafić kilka dni odpowiedniej pogody pod rząd ... żeby to było latanie.

Nie znam osobiście nikogo, kto uprawia tego typu latanie w 'czystej formie' i myślę, że nigdy to nie będzie szczególnie popularny sposób spędzania wakacji. Poza innymi uczestnikami XAlps (Pawłem Faronem i Filipem Jagłą) wydaje mi się, że nikt w kraju tego 'na poważnie' nie praktykował. Ale może się mylę? I może to się zmieni? Sam chętnie bym się powłóczył w ten sposób, bez presji na wynik, najchętniej w jakimś towarzystwie o podobnym (lub lepszym) poziomie sportowym.

Oczywiście jest możliwe po prostu wzięcie glajta w góry i polecenie w siną dal, ale ... 
  • normalny sprzęt niestety jest coraz cięższy co zdecydowanie psuje wrażenia z pieszych wędrówek, jak do tego dołożymy ubranie na każdą pogodę i wyposażenie turystyczne to się zrobi naprawdę ciężko, jakby miało jeszcze dojść jedzenie na tydzień ... to potrzeba szerpę. 
  • w naszej części świata musimy wiedzieć gdzie lecimy choćby tylko po to aby uniknąć miejsc, gdzie nie wolno, oraz tych gdzie to jest niebezpieczne lub bezcelowe - ze względu na występujące tam warunki  terenowo-pogodowe.
  • znajomość prognoz pogody nie tylko podnosi naszą sprawność = 'km w powietrzu' / 'km po ziemi' ale decyduje o naszym bezpieczeństwie.
  • środki techniczne pozwalające wezwać pomoc w każdym miejscu na świecie są standardem w takich bezpiecznych sportach jak żeglarstwo, wiec rezygnowanie z nich w sportach lotniczych jest ... lekkomyślne, a nasi bliscy też inaczej będą patrzyć na tego typu 'wariactwa' jak zawsze będą wiedzieć gdzie jesteśmy.
Wersja "vol bivaque European edition" jest zatem taka, że dbając o wlasne bezpieczeńtwo, korzystamy bez umiaru z lokalnej i globalnej infrastruktury (schroniska, kwatery prywatne, telefonia komórkowa, knajpy przy drodze, satelity GPS, stacje benzynowe, chaty za wsią, internet stacjonarny w knajpie, internet mobilny w telefonie, kumple na miejscu, żona w domu, itp. ...).

Bezpieczeństwo

Nie widzę powodu, żeby latanie tego typu traktować jak coś szczególnie niebezpiecznego czy ekstremalnego, oczywiście zakładając, że pilot jest rozsądny i odpowiednio przygotowany. Ze względu jednak na to, że 'zawodnik' leci w nieznane w trudnym, zwykle górskim, terenie i nie wraca, zdecydowanie należy wymagać aby jego pozycja geograficzna była komuś znana. Na pewno świetnym pomysłem ze względu na bezpieczeństwo (i potencjalnie zwiększającym osiągi) było by latanie parą, tylko taką parę dużo trudniej znaleźć niż dobrą żonę (wybór mniejszy).

W chwili obecnej za minimum sprzętu służącego do wzywania pomocy uważam lokalizator satelitarny (np. Spot) z 'live-trackingiem' (plus ktoś kto czasami patrzy na tracka - może być żona) i współczesny telefon komórkowy z zapasem baterii i ewentualnie też z jakimś live-trackingiem.

Na XAlps dodatkowo wymagany jest zestaw czerwonych rakiet i reflektor radarowy Recco (w Alpach ma on duży sens bo helikoptery ratownicze mają odpowiednie nadajniki, gdzie indziej ... mniejszy). Zapas (spadochron ratunkowy), kask i protektor w uprzęży też są zdecydowanie niezbędne, rezygnowanie z tego w imię odchudzenia sprzętu uważam za ... przesadę - oględnie mówiąc.

Sprzęt do latania

Sprzęt powinien być lekki ale zapewniający osiągi i komfort
Sprzęt, który mamy nosić na plecach na duże odległości powinien być maksymalnie lekki. Wydawało by się, że to oczywiste, ale większość osób, nie docenia wagi niskiej wagi plecaka (ja też tak miałem). Tym, którzy nie wierzą na słowo ("ja chodzę po górach z 30 kg plecakiem") polecam 30 km spacer w weekend z glajtem na plecach a potem taki sam na lekko. Z drugiej strony ma to być sprzęt, zapewniający odpowiednie osiągi do wykonywania dalekich przelotów oraz komfort wielogodzinnego latania, bo przecież tym ma się to różnić od wycieczki po górach, że chcemy daleko polecieć. Niestety te dwa warunki są sprzeczne, trzeba wybrać jakiś kompromis.

Skrzydło

Chyba tylko Ozone ma w tej chwili pełna ofertę skrzydeł certyfikowanych od B do D w lekkim wykonaniu ale ... różnica pomiędzy normalnym skrzydłem a taki samym 'lekkim' to tylko ok. półtora kilograma ... a  taki lekki glajt jest zdecydowanie delikatniejszy. Ja zawsze latałem na normalnym glajcie (2003 Nova Radon, 2007 Sol Tracer) ale nie z powodów 'ideologicznych' tylko z powodu ograniczeń finansowych oraz faktu, że jednocześnie starałem się ścigać w regularnych zawodach. Ponieważ XAlps 2013 ma w regulaminie ograniczenie tylko do skrzydeł certyfikowanych to może coś więcej się pojawi na rynku. Paralotnie naprawdę lekkie - te przeznaczone do zlatywania z gór nie leżą w zakresie mojego zainteresowania - to ma być szybowiec, nie spadochron! Ale to jest mój skrzywiony punkt widzenia, ktoś kto chce latać średnio 25 km w Alpach (a nie 125 km) może być zadowolony z glajta, który ma wydłużenie 3,5 w rzucie i waży 3,5 kg w męskim rozmiarze.

Uprząż

Ekwipunek XAlps'03, z lewej strony
pilota widoczna fabryczna, żółta rączka
zapasu. Lekkie, aluminiowe zapięcia
pasów. Dorobiony, delikatny podnóżek.
Szczątkowy kokpit na taśmie piersiowej,
a telefon ... w bezpiecznym miejscu.
Nie widziałem jeszcze uprzęży do tego typu latania, która bym mi się naprawdę podobała, choć jest wyraźny postęp. Lightness Advance-a wygląda prawie dobrze - tylko: bagażnik za mały, niepotrzebnie łączenie ze skrzydłem jest na karabinki (a nikt normalny i tak skrzydła nie odpina), pod dupą nie ma 'deski' (a taka airex-kevlar-epoxy ważyła by kilkadziesiąt gram) no i przede wszystkim nie ma prawdziwego protektora.

Większość super lekkich uprzęży ma takie wady i dodatkowo często nie ma uczciwego punktu do mocowania zapasu, panelu do przyrządów nawigacyjnych, nie ma porządnie zrobionego speeda ani 'pokrowca' na nogi. A w przypadku latania w Alpach, zdecydowanie schowane nogi są potrzebne dla zapewnienia komfortu termicznego w lotach na dużych wysokościach bez potrzeby noszenia ciężkiej odzieży (taki 'pokrowiec na nogi' może być zdecydowanie lżejszy, cieplejszy i bardziej wygodny w stosowaniu niż ciepłe spodnie).

Ja w 2003 roku używałem zwykłej uprzęży siedzącej, starego typu, trochę przerobionej (z uciętymi  i zaszytymi zbędnymi regulacjami, z dołożonym piankowym protektorem i lekkim podnóżkiem - ciężar ok. 2.5 kg) a w 2007 Woody Valley XAlps (fabrycznie z air bagiem) + front kontener z zapasem służący jak pulpit pod elektronikę - zastaw trochę cięższy ale zdecydowanie wygodniejszy w locie i mniejszy po złożeniu.

Zapas czyli (nie bójmy się tego słowa) spadochron ratunkowy.

Po starcie w Woody Valley XAlps'07.  Wygodna, półleżąca
pozycja pilota, fabryczny podnóżek. Air-Bag już pełny
ale ogonek się jeszcze nie nadął ...
Kilka firm oferuje bardzo lekkie spadochrony ratunkowe niestety raczej na lekkich pilotów jednym z takich małych producentów jest Tomasz Brauner. Zapas ma być prosty w montażu do uprzęży i dać się poskładać jednoosobowo na trawie.

Spadochron powinien być mocowany do uprzęży w taki sposób aby po otwarciu zapewniał bezpieczną (pionowa) pozycję przyziemienia, mocowanie zapasu do tego samego punktu konstrukcyjnego co skrzydło jest, w moim inżynierskim odczuciu, idiotyzmem. Duża część lekkich uprzęży nie ma takiego punktu do zamocowania zapasu! Do łączenia zapasu z uprzężą WV stosowałem gotowe taśmy alpinistyczne z dyneemy (lekkie i z testowaną wytrzymałością).

Kask

Głośny ale lekki kask narciarski, z tyłu w pełni nadęty ogonek ...
Naprawdę lekki kask narciarski daje się trafić w sklepie. Mój XAlp-owy, typu styropian + folia, okazał się nieprzyzwoicie głośny w czasie lotu, ciężko to poprawić a w innych zastosowaniach to nie przeszkadza, używam go do dziś ale nie do latania. Kilka osób latało w kaskach rowerowych, które są jeszcze lżejsze.

Wymóg stosowania w zawodach kasków "z certyfikatem" skutecznie wyciął z rynku drobnych producentów kasków wyczynowych, robionych z porządnych materiałów, więc na naprawdę lekki kask w pełni paralotniowy nie liczył bym w najbliższym czasie, może jeszcze zabytki z włókna węglowego ktoś znajdzie.

Plecak

Plecak musi być dopasowany do tego co chcemy w nim nosić czyli do reszty sprzętu. Do noszenia najwygodniejszy byłby wygodny plecak turystyczny, ale z drugiej strony wszelkie usztywnienia źle się pakują do bagażnika uprzęży. Waga samego plecaka też jest istotna w całości. Ja używałem lekko przerobionych (możliwość kompresji do mniejszych wymiarów, ucięte zbędne rzeczy) plecaków paralotniowych (NOVA i Aeros) bo takie miałem i nosiłem normalne, duże po złożeniu skrzydło więc potrzebowałem dosyć dużej objętości, ale to nie było chyba optymalne rozwiązanie.

W następnych odcinkach:

  • Poziom zaawansowania pilota, czyli kiedy można zacząć się w to bawić (część 2)
  • Nawigacja i meteorologia, przed i w czasie wycieczki
  • Taktyka lotu biwakowego i chodzenia z ciężkim worem
  • Przygotowanie fizyczne, czyli jak zrobić, żeby to nie był obóz karny ale przyjemność
  • Teoretycznie możliwe, duże trasy w Europie, czyli moje tajne marzenia

2 sierpnia 2012

Mistrzostwa Polski 2012, Macedonia

Macedońskie góry. Tam, gdzie największy las na zboczu, tam leży Krushevo.
Tegoroczne Paralotniowe Mistrzostwa Polski rozgrywane były w miejscowości Krushevo w Macedonii razem z Mistrzostwami Ukrainy. Po raz pierwszy rywalizacja w Mistrzostwach Polski była ograniczona tylko do paralotni certyfikowanych co najwyżej CEN-D/DHV 2-3, w rezultacie ja wystartowałem w klasie 'Sport' (CEN-C - DHV-2). 

W zawodach "Ukrainian & Polish Open 2012" startowała maksymalna możliwa liczba - 150 pilotów (to były największe zawody paralotniowe w tym roku w Europie!). Wszyscy piloci posiadali urządzenia pozwalające na śledzenie ich pozycji na żywo (live-tracking). Bazując na doświadczeniach z Czech Open w czerwcu, Żywiec Air Team prawie w całości (tylko mali się wyłamał) mieszkał na darmowym campingu trochę powyżej startowiska, z dala od cywilizacji, w ożywczym chłodzie i pięknych okolicznościach przyrody - bukowy las dający głęboki cień i delikatny szum liści oraz górska polana zapewniająca miejsce do prac przy sprzęcie i widok nieba ...


Dzień 1 - sobota - 59,7 km


Zaczęliśmy niebyt szczęśliwie bo od wypadku, Kuba wpadł do lasu niedługo po starcie i się trochę uszkodził. O ile zespół ratowniczy na starcie zadziałał szybko to obsługa w szpitalu w Prilepie zdecydowanie nie przypadła mu do gustu. Na szczęście było to jedyne zdarzenie tego typu na zawodach.


Termika była zdecydowana z niewielką ilością Cumulusów. W cylindrze startowym byłem na dobrej pozycji i początek trasy udawało mi się utrzymać w pierwszej grupie, choć powoli ale systematycznie mi się oddalali. Po pierwszym punkcie zwrotnym czołówka przesadziła jednak z optymizmem i zbyt nisko rzuciła się na punkt B11, zapewne licząc na znalezienie czegoś po drodze, ponieważ ja ten błąd popełniłem już miesiąc wcześniej to zrobiłem więcej wysokości w niewiele ponad metrowym noszeniu a oni w tym czasie 'liczyli jabłka na drzewach' i 'utrzymywali się w powietrzu siłą woli' na bardzo parterowej wysokości. 'Padli' tam tacy zawodnicy jak mali czy Spike, większość jednak zdołała się obronić przed lądowaniem. Dzięki temu do mety, położonej na środku doliny, tuż przed granicą z Grecją, doleciałem jako 10 zawodnik i 3 z Polaków. Task wygrał Stefan Vyparina (SVK) z Polaków Łosoś a z kobiet Klauduna. Chwilę po mnie dolecieli też moi koledzy teamowi Paweł "Bubu" Faron i Piotr "Kaktus" Mieszczak, także drużynowo staliśmy nieźle.


Dzień 2 - niedziela - 62,0 km



Peson właśnie przelatuje mi 'nad głową' ...
Drugi task przebiegał w zupełnie odmiennych warunkach. O ile przed startem niektórym pilotom udało się zrobić wysokości niewiele poniżej 3000, to na chwilę przed startem cumulusy nad górami się skończyły a w okolicy punktu startowego było słabo, choć zwykle miejscowość Krivogashtani jest bankowym miejscem powstawania kominów. 


W rezultacie po starcie znalazłem się nisko nad płaskim terenem w towarzystwie wielu pilotów w podobnej sytuacji. Krążyliśmy w słabiutkim noszeniu na 100-150 m nad ziemią i wyglądało, że zaraz padniemy. Latał tutaj Peson na SOL-u, Gotek na Dudku i kilkanaście innych glajtów, do których nie umiałem przypisać nazwiska. Co chwila ktoś z 'naszego' lub z podobnego komina obok odpadał i był zmuszony do lądowania. Na południe od nas, w zasięgu dolotu (o ile nie będzie dusić), zauważyłem wykręcającego się bociana i rzuciłem się w tym kierunku, reszta poszła za mną, średnia prędkość wznoszenia trochę wzrosła i powoli zaczęliśmy zdobywać wysokość, odbiliśmy się od ziemi ale kosztowało nas to masę czasu.



Większą wysokość zdobyliśmy dopiero w okolicach miejscowości Topolchani nad górkami pośrodku płaskiego terenu. Dalej trasa wiodła nad polami uprawnymi z deszczowniami. Z naszej grupy zostało nas 4 wśród pozostałych glajtów był Peson. Po pierwszym punkcie zwrotnym każdy próbował zrobić trochę wysokości w bardzo słabych noszeniach. Nie widząc w tym przyszłości skoczyłem nad następny punkt licząc na termikę miejską ale nic nie znalazłem i padłem w okolicach wsi Mogila, po kilku minutach przeleciał mi nad głowa Person. 


Do mety dolecialo 10 pilotów ale z Polaków tylko Kaktus i Spike. Konkurencje wygrało rosyjskie małżeństwo: Andriej Piskariew generalnie i Swietłana Piskariewa ex equo z Klaudyną wśród kobiet. Najlepszy z Polaków był Kaktus.


Dzień 3 - poniedziałek - 61,7 km



Nie wiem kto to (może się rozpozna?) ale kolor ładnie kontrastuje z tłem.
Następna konkurencja rozgrywana była w najlepszych chyba warunkach termicznych na zawodach. Na niebie było więcej chmur a noszenia przekraczały 3 m/s. Był też silniejszy niż poprzednio wiatr.


Start miałem niezbyt udany ale potem udało mi się trochę nadgonić. Dobrze pograłem lecąc po nawietrznej stronie grani pomiędzy punktami B11 a B13 a przed metą wyszedłem znienacka z ostatniego komina i reszta grupy (z Zupą i Czapkersem) już mnie nie dogoniła, niestety i tak mnie 'rysneli' na wynikach bo mieli większe punkty za prowadzenia na trasie. Do zwycięzcy straciłem prawie pół godziny.


Konkurencje wygrali dwaj Bułgarzy Daniel Dimow i Yassen Savow przed Spikiem. Wśród kobiet 2 Polki - Kaludyna i Guza (exportowana do Niemiec). Po 3 taskach w klasyfikacji MP  prowadził Kaktus przed Rambo i Klaudyną.


Dzień 4 - wtorek - 72,9 km



Można było lecieć 'po górach'.
Czwarta konkurencja, która okazała się ostatnią, odmiennie niż poprzednie była poprowadzona na północ od startu z kluczowym jak się okazało punktem zwrotnym w okolicach miasta Prilep. 


W cylindrze startowym byłem prawie idealnie ... cóż z tego, kiedy grupa lecąca za mną złapała trochę z boku silne noszenie (zamontuje sobie lusterko wsteczne!) i jeszcze przed 1 punktem zwrotnym minęła mnie górą, kiedy ja walczyłem w parterze.


Po punkcie startowym logiczne były dwie trasy albo dookoła po górach albo po prostej nad płaskim. Ja jak łoś wybrałem ... oba warianty, tzn. najpierw poleciałem po prostej a potem cofnąłem się w góry, gdzie z trudem odbudowałem wysokość i gdzie dogonił mnie Peson. Zaczęło już nieźle nam iść, w 3 glajty dolecieliśmy do wykręcającego się na zawietrznej Enzo ale jego silny komin się skończył i było tylko ok. 1 m/s co było za słabe przy tak silnym przeciwnym wietrze aby w tym krążyć, ja poleciałem przez to noszenie po prostej i wyszedłem na nawietrzną grani ale moi partnerzy niestety nie poszli za mną i zostałem sam. Rzuciłem się z poświęceniem na gorącą od słońca patelnie pól ale nie uleciałem pod wiatr za wiele km ... ale za to, do wracania pieszo do cywilizacji w 40 stopniowym skwarze zdecydowanie za dużo.

Do mety doleciało 8 pilotów. Wygrał Yassen, z Polaków Sławek, z kobiet Swietłana.


Dzień 5 - środa - konkurencja odwołana (burze), zakończenie zawodów.

Środa miała być ostatnim dniem zawodów o ile zostaną rozegrane przynajmniej 3 konkurencje (czwartek był dniem rezerwowym). W nocy i rano jednak padał deszcz a przed południem widać było opady i chmury Cb w okolicy.

Mistrzem Polski 2012 został: Piotr 'Kaktus' Mieszczak

Mistrzynią Polski 2012: Klaudia 'Klaudyna' Bułgakow


Drużynowe Mistrzostwo Polski 2012 zdobył Żywiec Air Team 


Mistrzostwo Polski 2012 w klasie Sport: niżej podpisany.


1 lipca 2012

Żywiec Air Team wygrywa Otwarte Mistrzostwa Czech

Dzięki pożyczeniu mi przez Czechów paralotni 'certyfikowanej' (Gradient Avax RSF - certyfikowany kiedyś w kategorii competition) mogłem wystartować w Czech Axis Open 2012. Całą operację zorganizowała Renata Kuhnova, a glajta w pierwszy dzień zawodów wręczył mi Mirek Volny, obydwojgu serdecznie DZIĘKUJĘ !
Renata Kuhnova - szefowa całego zamieszania - przygotowuje trofea.


Mirek Volny - zawsze uśmiechnięty 

Początku zawodów - od strony moich osobistych wyników sportowych - wolał bym nie pamiętać ale Paweł Faron i Piotrek 'Kaktus' Mieszczak latali świetnie od początku. Do naszego teamu zaprosiliśmy też dwukrotnego mistrza świata Richarda Gallona z Francji, który też latał całkiem nieźle ;-).
Paweł nad górami. Task 4. 
W czwartek graliśmy task typu AAT z dwoma obszarami, typowy na zawodach szybowcowych ale mało znany w paralotniarstwie. Pierwszy obszar o promieniu 6 km był na północny-wschód od startu pod górami w najbardziej termicznym rejonie doliny, w której latamy. Drugi obszar o promieniu 12 km na południowym wschodzie od startu, na środku płaskiego pośrodku doliny. Minimalny czas 2 h 30 minut. Pogoda była podobno typowa dla tego miejsca w odróżnieniu do poprzednich dni. Termika bezchmurna bardzo zróżnicowana jeżeli chodzi o siłę i zasięg noszeń - ja napotkałem noszenia do 4 m/s i do 2300 m.n.p.m.Początek trasy lecieliśmy w Pawłem z przodu i wysoko oblatując 'po górach' podobno atermiczny rejon. Po starcie wykręciliśmy się nad miastem Kruszewo położonym na ok. 1300 m. Kaktus był trochę spóźniony na starcie i miał problemy ze zrobieniem wysokości. Na północnej stronie pierwszego obszaru doleciał do nas Rysiek i bracia Vyparinowie. Ja trochę asekurancko pograłem w okolicach miasta Prilep i ta silna grupa mi uciekła. Paweł poleciał bardzo dobrze i w dobrym czasie był na mecie. Kaktus też doleciał do mety kilkanaście minut po mnie, także tym razem zameldowaliśmy się całym teamem.
Nisko na trasie. Task 5. 
Ostatnia, piąta konkurencja Czech Axis Open zaczęła się od trzykrotnej zmiany trasy i powtórnej trzykrotnej odprawy zawodników jeszcze przed startem. Ostatecznie lecieliśmy 2,5 raza w poprzek doliny, z czego półtora raza pod wiatr. Najtrudniejszym punktem zwrotnym był klasztor w górach w okolicach miasta Prilep. Po zaliczeniu tego punktu przedwcześnie wylądował Paweł "Bubu" Faron. Ja też byłem tam w trudnej sytuacji ale jakoś odało mi się odzyskać trochę wysokości, kiedy na brzegu miasta zobaczyłem wykręcającego się z parteru pomarańczowego Axis-a dołączyłem do niego i w cztero metrowym kominie zrobiłem prawie 3000, co pozwolił mi przeskoczyć dolinę za jednym razem. Pozostałą część trasy leciałem , podobnie jak większość stawki - raczej nisko na płaskim terenem. Wykręcenie wysokości potrzebnej do dolecenia pod wiatr do mety zajęło mi trochę czasu i na mecie byłem kilka sekund po Tomaszu Braunerze.Całą konkurencję prowadziła mała grupka glajtów w której był 'Kaktus' i to on, brawurowym finiszem wygrał ostatni task tych zawodów, przylatując na metę z przewaga ponad 11 minut nad drugim i ponad pół godziny przed trzecim zawodnikiem! Ogólnie 'Kaktus' latał świetnie przez całe zawody i indywidualnie zakończył tuż za podium, na 5 miejscu.Ponieważ Richard 'Rysiek' Gallon i ja uzyskaliśmy 6 i 7 wynik tego dnia a nie doleciał do mety żaden z braci Vyparinów, to tym samym drużynowo Żywiec Air Team wyszedł na zdecydowane prowadzenie z przewaga prawie 300 punktów nad Słowacko - Czeskim teamem Perfect Easy Fly (Tomasz Brauner, Stefan Vyparina, Peter Vyparina, Maros Kravec). Trzeci drużynowo Izraelsko-Rosyjski team miał już większą stratę.
Czołówka indywidualnie. 
Niestety, prowadzący do tej pory 'Rysiek' spadł indywidualnie na drugą pozycję bo przyleciał na metę ponad 50 minut po Kaktusie. Na prowadzenie w całych zawodach wyszedł drugi w tym tasku Viktor Sibirtsev z Izraela. Wśród kobiet najlepsza była Renata Kuhnowa przed Terezą Vidlakową i Marketą Gwuzdową. Mistrzostwa Czech wygrał Tomasz Brauner przed Davidem Ohlidalem i Radkiem Vecera.



Wyniki całkowite Czech Axis Open 2012.

7 czerwca 2012

Lot po miód.

Żona wypędziła mnie rano z łóżka i kazała iść latać. Szybko zmontowałem ekipę wyjazdową i zachęciłem Waltera do zorganizowania kameralnego świątecznego latania, takiego dla przyjemności. W perfekcyjnej liczbie 3 pilotów pojechaliśmy nową autostradą A1 na moje ulubione lotnisko w Rudnikach. Walter ostrzegał, że zachmurzenie się zwiększa i że nie ma rewelacji ale nadzieja w ekipie nie upadła. 

Pierwszy poleciał Walter ale się nie zabrał i wylądował trochę od startu. Potem startował Łajti ale urwała mu się lina. Potem lina mi się urwała. Jak opanowaliśmy sytuację wyciągarkową, przyszła wielka rozlazła chmura, a w zasadzie całe ich stado i zrobił się cień na całym lotniskiem. Następny hol poszedł już świetnie, (Misław wcześniej przestawił maszynę na maksymalną długość sznurka) znalazłem się wysoko, tyle, że wielka szarość nade mną nie rokowała dobrze. Dosyć wysoka prędkość wznoszenia na holu sugerowała co prawda rozległe lekkie noszenie ale brak jakiejkolwiek turbulencji oznaczał, że prędkość tego noszenia może być poniżej prędkości opadania glajta.

Na północ od lotniska piękne chmury ... tyle że za daleko.
Zacienione lotnisko z malutkimi plamkami słońca.
Zdecydowałem się na przeskok w poprzek wiatru pod sąsiedniego niewielkiego Cu, pod którym był duży obszar oświetlonego słońcem terenu. Przy takiej pogodzie, kiedy jest duża chwiejność w atmosferze i mało słońca na ziemi, wyspy słońca są prawie pewnym miejsce powstawania nowych noszeń i tylko trzeba przylecieć tam odpowiednio wysoko. Odlecenie od lotniska groziło co prawda lądowaniem daleko od startu, w przypadku jakbym się nie zabrał. Po drodze, na zbożu poniżej, zobaczyłem układające się szkwały i śledząc je znalazłem pierwsze noszenie ok. 1 m/s. Po chwili dołączył do mnie Łajti ale trochę nisko, ja poprawiłem rejon krążenia pod chmurę gdzie znalazłem 2 m/s a potem poleciałem po szlaku i straciłem go z oczu. Potem musiałem się skupić bo znów byłem dosyć nisko i w rejonie rozległych lasów.

Latałem już tutaj wcześniej ... także czułem się jak w domu. Pogoda też taka jak lubię - naniesiona termika z niezbyt silnym wiatrem, chmury co prawda trochę nisko i trochę ich za dużo ale znalezienie noszeń nie sprawiało większych problemów.

Dolatując do Gór Świętokrzyskich zacząłem bardziej podziwiać widoki. Szczególnie malownicze było jedno odbicie się od ziemi na zawietrznej niewielkiej góry ;-). Wiatr osłabł i zaczął zmieniać kierunek, chmur też ubyło, zacząłem myśleć o wyniku ... takim w zakresie 200 i zacząłem się za bardzo spieszyć. Nie dokręciłem 2 kominów no ... i padłem w rezultacie.

Górskie Jezioro?
Przed lądowaniem przy pojedynczej zagrodzie, zobaczyłem machających mi ludzi. Mogłem jeszcze polecieć kilkaset metrów dalej ale lądowanie tam gdzie nas zapraszają zawsze jest przyjemniejsze. Wybrałem nieużytek (który okazał się polem niezbyt udanych ziemniaków) koło uli. Gospodarz powitał mnie wylewnie. Długo odpowiadałem na całą masę pytań. Dostałem słuszny kubek herbaty, pomoc przy składaniu glajta, transport na przystanek autobusowy i półtoralitrowy słoik miodu lipowo-spadziowego.

Trasa lotu.

6 marca 2012

Jak podpiąć linkę od 'speeda', wersja zawodnicza.

Ten sposób łączenia linki od speeda jest wzorowany na węzłach stosowanych do łączenia linek nośnych i sterujących w kite-ach (latawcach pociągowych). Tam, na takich węzłach wisi zawodnik więc chyba wytrzymałościowo jest to przetestowane ;-).

Sposób ten jest stosowany powszechnie przez zawodników, bo jest prosty i wygodny (a nie z tego powodu, że zwiększa prędkość :-)). Może go zastosować każdy pilot posiadający elementarną wiedzę o wiązaniu węzłów.

Zawsze, połączenie trzeba dobrze przetestować na wieszaku pod kątem zaczepiania się o elementy uprzęży i blokowanie się połączenia linek w przelotkach i bloczkach uprzęży. Przy dużych bloczkach i cienkich linkach to połączenie może przechodzić przez bloczki (co może być efektem pożądanym) i ewentualnie się w nich blokować (co jest zdecydowanie niewskazane). Ewentualne zabezpieczenia  przed tym przestawiają ostatnie zdjęcia.

Długość linki regulujemy po stronie belki od speeda. Raz wyregulowana nie wymaga interwencji ... aż do zmiany skrzydła lub zużycia się linki. Wymiana linki nie wymaga zwykle żadnych narzędzi (może poza nożem do ucięcia starej).
Jak połączyć linkę od speeda w uprzęży i w taśmach?
Z jednej strony potrzebujemy "ucho". Można je zrobić tak elegancko jak na
obrazku (wykonanie firmowe SOL) lub zawiązać samemu,
jak ktoś nie umie zrobić ucha to może lepiej niech tego nie robi sam ;-)
Z drugiej strony potrzebujemy zwykły supeł na końcu linki, lub "ósemkę".
Z ucha formujemy zaciskającą się pętlę ... 
... tak aby dało się przez nią przełożyć drugą część ... tą z supłem na końcu.
Przekładamy supeł przez pętlę ...
... tak aby cała pętla ładnie ułożyła się na lince za supłem ...
... i mocno zaciskamy.
Koniec!


Jak to teraz rozłączyć?
Dodatkowy sznureczek na uchu ułatwia rozłączenie węzła.
Jest to bardzo przydatna opcja ale bez niego też damy radę!
Ciągnąc za ten sznurek luzujemy zaciśniętą pętlę.
Bez sznureczka trzeba to zrobić paznokciem.
Poluzowana pętla łatwo się rozłącza.


Jak zabezpieczyć przed zbyt radykalnym ciśnięciem?
Jeżeli chcemy zabezpieczyć linkę od speeda od wchodzenia
w bloczek można zastosować "ósemkę" na lince od speeda ...
... lub ósemkę z dodatkową kulką (tutaj taka cool-kulka
od mojego kite-a ale może być odzieżowa byle odpowiednio duża i mocna)
... lub samą kulkę, na węźle połączeniowym, supeł musi być wtedy
odpowiednio duży (zamiast supła można wtedy zastosować "ósemkę").
Tak bajerancko wygląda!