27 lipca 2011

Krigiel ma w tej chwili 67 km do mety, ma urodziny i łaskawie czeka żeby inni mieli szanse dotrzeć do mety 48 godzin po nim, wydeptał dziś trackiem napis "hello" na łące. Coconea ma 207 km ... wydaje się, że wszystko już wiadomo - no może jeszcze zaatakuje Austryjak lub zegarmistrz Muller da rade wyprzedzić Coconeę? Zasadniczo z Maurerem to nudne jest ...

Paweł jest w okolicach Cornizzolo w północnej częsci jeziora Como (435 km do mety). Kilka znanych nazwisk jest na liscie tych, którzy się wycofali lub ... zostali 'wycofani'.

Tegoroczna live-trackingowa technologia była zdecydowanie dobrą stroną tego wyścigu. Można było naprawdę lecieć razem z zawodnikiem 'live' w 3D. Słaba stroną na pewno było Red Bulowe dziennikarstwo, przy tej ilości opłaconych fotografów, filmowców i etatowych komentatorów to efekt jest w/g mnie mizerny. Poprzednim razem było jakoś bardziej naturalnie, ale może ja się nie znam ... i tylko marudzę? Czy jakiś komentarz jest potrzebny? Każdy widzi to co chce oglądać - to jest show internetowy od rana do nocy.

W tym roku, po raz pierwszy w historii nie wolno było się ścigac od 23 do 4 rano. Nie podobała mi się ta zmiana ale z punktu widzenia widza jest chyba OK. Rownież organizator ma na pewno łatwiej. A zawodnicy? Cóż, oni tutaj pracuja ... niech nie marudzą jest wielu innych na ich miejsce. Na pewno taki regulamin promuje planowy przebieg wyścigu - jak w szwajcarskim zegarku na 23:00 najpóźniej w łóżku!



18 lipca 2011

Wstrętny landrynkowy napój energetyczny XAlps 2011

Urządzenie startowe XApls 2007, w tle Dachstein - widok od strony północnej
Ruszyła kolejna edycja XAlps - wyścigu przez prawie całe Alpy na butach i na paralotni. Na razie pogoda nie rozpieszcza zawodników i poruszają się oni głównie 'na butach'. Nabutowa sprawność zawodników jest mocno wyrównana bo cała stawka po 24h wyścigu jest rozproszona na zaledwie 30 km trasy (część zawodników trochę poleciała). Dziś (w kwestii lotniczej) jest szansa zleciec z Dachsteinu (Mike Kung właśnie dał rade to zrobić) co oszczędza bardzo nogi, bo o ile podejście ferratą (gdzie właśnie - w chwili kiedy to piszę - znajduje się Paweł Faron) nie stanowi problemu to zejście po wystających z pionowej ściany żelaznych stopniach z plecakiem jest zdecydowanie nie fajne ... coś o tym wiem ;-).

Komercjalizacja tego wydarzenia jest zdecydowanie coraz wstrętniejsza - w tym roku najbardziej rzucającym się w oczy elementem graficznym strony internetowej jest link zachęcający do ... kupienia zegarka za dość duże duże pieniądze  ... a na pożądną informacje o tym co w ciągu ostatniej doby zrobili zawodnicy jakoś nie starczyło pary ...

Zawodników można śledzić na żywo tutaj.

11 lipca 2011

Nie tylko sprzęt ... a w zasadzie głównie nie sprzęt ...


Grupa ryzykuje bardziej?
Na mistrzostwach świata miały miejsce 2 wypadki śmiertelne w drugiej konkurencji. FAI zawiesiło dopuszczenie paralotni klasy competition (bez certyfikacji) do startu w zawodach kat 1. Karolina napisała na stronach PSP artykuł z cytatami z Marka Haymana, który zrezygnował z latania na dwurzedowej Mantrze. Światowe paralotniowe fora i grupy dyskusyjne pełne są spekulacji i argumentów ...

Trudno się nie zgodzić z postulatem że mistrzostwa świata należy rozgrywać na bezpiecznym sprzęcie i że 'paczka' nie powinna być jedyną metodą 'wychodzenia' po poważnym poskładaniu. Moim zdaniem zawodnicy nie powinni być test pilotami tylko zwykłymi użytkownikami sprzętu. Niedawno FAI wprowadziło obowiązek posiadania certyfikowanych ... kasków - choć nie było ani jednego przypadku, że ktoś zginął z tego powodu, że jego kask był niecertyfikowany (i to akurat jest przykład idiotycznego urzędniczego myślenia - a może lobby dużych producentów?).

Sięgnijmy pamięcia wstecz do czasów kiedy glajty były cztero i pięciorzędowe ... i wtedy też były wypadki śmiertelne:

1997 Mistrzoswa Świata, Castejon de Sos - kilka poważnych wypadków, chyba jakiś śmiertelny 
1999 Mistrzostwa Świata Bramberg, Chińczyk (Polak poważnie połamany - bez paczki) 
2002 Mistrzostwa Europy Tolmin, Duńczyk - bez paczki 
2004 Mistrzostwa Europy Kalavrita, Hiszpan - bez paczki 
2008 PWC Castejon De Sos, Rosjanin - bez paczki 
2009 Mistrzostwa Świata, Szwajcar - bez paczki 

To tylko niektóre wypadki z zawodów kategorii pierwszej (i jeden z PWC), nie wszystkie przecież zakończyły się tak tragicznie. A przecież zawody 'zwyczajne' (kategorii 2) też zebrały swoje wypadkowe żniwo w tym czasie a całkiem poza zawodami było najwięcej wypadków.

Jeżeli pilot nie użył systemu ratunkowego to albo nie zdążył bo był za nisko, albo za wszelką cenę chciał wyprowadzić skrzydło, albo fizycznie nie był wstanie ... i tylko ta ostatnia przyczyna może (ale nie musi) mieć związek ze skrzydłem na którym latał.

Mistrzostwa Świata zawsze organizowane są pod silną presją. Zarówno organizator jak i zawodnicy pod tą presją się znajdują. Organizator stara się robić długie konkurencje o tzw. dużej wartości sportowej (cokolwiek by to miało znaczyć) a zawodnicy starają się je najlepiej 'polecieć' - wpadka w jednej to przekeślenie szansy na dobry wynik.

Dla większości zawodników 'dobra konkurencja' to obowiązkowo wyścig do mety (race to goal) najlepiej jeżeli większość stawki jest na mecie - to lubimy, po locie od razu wiadomo kto wygrał i gdzie my jesteśmy w stawce, na mecie jest piknikowa atmosfera, można się poklepać po plecach z kumplami, wypić piwo, autokar zabierze nas wygodnie do hotelu. Nie ważne, że przez dużą część trasy lecieliśmy grupą nisko przy skałach, że cisnęliśmy speeda na maksa w trubulencji (ale inni bardziej!), że w kominach był tłok nieprzeciętny, że trzeci punkt zwrotny był ... a co tam! Dolecieliśmy! Udało się! Zajebiście było!

Bezpośrednia rywalizacja dostarcza wielu silnych, euforycznych wrażeń, z tego powodu wiekszość pilotów lecąc w grupie podejmuje większe ryzyko niż latając samotnie. Grupa dobrych pilotów jest wstanie lecieć efektywniej niż ci sami piloci samotnie a lot w grupie daje poczucie bezpieczeństwa ('inni lecą to i ja mogę', 'jak coś się stanie to ktoś mnie zobaczy') - w wyniku tego grupa ryzykuje bardziej - działa psychologia grupy.

Bezpieczeństwo zawodów to skomplikowana sprawa. To kombinacja wiedzy i zdrowego rozsądku pilotów, wiedzy i mądrości organizatora, w tym jego znajomości sytuacji terenowej i pogody, układanych do tej pogody tasków i również sprzętu ... ale nie jedynie sprzetu, ani nie sprzętu na pierwszym miejscu.

Jestem przekonany, że organizowanie zawodów na spręcie certyfikowanym nie podniesie bezpieczeństwa w sposób ewidentny a w każdym razie nie na stałe. Należy zmieniać formułe rozgrywania zawodów bardziej w kierunku indywidualnego latania pilotów (jak to zrobiono jakiś czas temu w szybownictwie), wykładać bardziej bezpieczne rodzaje konkurencji niż 'race to goal', układać konkurencje w ten sposób aby nie zmuszać zawodników do latania nisko (okolice Kobaridu czy Belluno są przy typowych warunkach, najgorszym - z tego powodu - miejscem do rozgrywania zawodów!).

6 lipca 2011

Sobótkę przeleciałem!

Choć dziś dopiero środa to Sobótkę daliśmy radę z Francuzem przelecieć ;-) Henio chyba też przeleciał ... ale może inną ... trasą. Zdjęcie mam niestety średniej urody bo obok góry było nisko i trochę nerwowo.

Na początku było miło, trochę turbulentnie, no i trochę za późno polecieliśmy ... w Legnicy kolejka do sznurka a my i tak późno przyjechaliśmy. Przynajmniej 'wyjazd' po starcie bez problemów co nie wszystkim się trafiło. Przed Nysą zrobiło się mało chmur a ja zacząłem się za bardzo spieszyć no i doleciałem do Rzymian ... 
Ślęża na kusie
W Rzymianach zostałem przyjęty sympatycznie przez właścicielkę sklepu spożywczego (jej syn zawiózł mnie do A4) i tegoż sklepu klientów.

Tracer TR2 spisywał się świetnie. Co prawda dostałem małą klapkę na holu bo wystartowałem w komin i nisko nad ziemią było trochę 'wściekłe powietrze' ale wszystko bezstresowo w sumie. Latałem na pierwszej belce spida na przeskokach - już czas zacząć cinąć drugą!

4 lipca 2011

Socza

Dolina Soczy jest krainą magiczną. Niby dobrze znane - prawie każdemu latającemu - obrazki, bujnej zieloności i szmaragdowej wody ale zawsze fascynujące. Leniwa, gorąca, atmosfera w miasteczkach; lodowata, bystra woda; ciemny i gęsty las, który przyjął już niejedną 'paczkę' a w dole rzeka i wykoszone łąki aż kuszące do lądowania. Wspomnienia tylu przelotów, zawodów, przygód strasznych i śmiesznych, i ludzi ("Nu, Paliaki każdyj dzień zapasku składaju*").

Socza z bliska

Socza z wysoka

Socza z daleka

Socza z 'niska'

* Mikołaj Szorochow, Mistrzostwa Słowenii 200?