Na mistrzostwach świata miały miejsce 2 wypadki śmiertelne w drugiej konkurencji. FAI zawiesiło dopuszczenie paralotni klasy competition (bez certyfikacji) do startu w zawodach kat 1. Karolina napisała na stronach PSP artykuł z cytatami z Marka Haymana, który zrezygnował z latania na dwurzedowej Mantrze. Światowe paralotniowe fora i grupy dyskusyjne pełne są spekulacji i argumentów ...
Trudno się nie zgodzić z postulatem że mistrzostwa świata należy rozgrywać na bezpiecznym sprzęcie i że 'paczka' nie powinna być jedyną metodą 'wychodzenia' po poważnym poskładaniu. Moim zdaniem zawodnicy nie powinni być test pilotami tylko zwykłymi użytkownikami sprzętu. Niedawno FAI wprowadziło obowiązek posiadania certyfikowanych ... kasków - choć nie było ani jednego przypadku, że ktoś zginął z tego powodu, że jego kask był niecertyfikowany (i to akurat jest przykład idiotycznego urzędniczego myślenia - a może lobby dużych producentów?).
Sięgnijmy pamięcia wstecz do czasów kiedy glajty były cztero i pięciorzędowe ... i wtedy też były wypadki śmiertelne:
1997 Mistrzoswa Świata, Castejon de Sos - kilka poważnych wypadków, chyba jakiś śmiertelny
1999 Mistrzostwa Świata Bramberg, Chińczyk (Polak poważnie połamany - bez paczki)
2002 Mistrzostwa Europy Tolmin, Duńczyk - bez paczki
2004 Mistrzostwa Europy Kalavrita, Hiszpan - bez paczki
2008 PWC Castejon De Sos, Rosjanin - bez paczki
2009 Mistrzostwa Świata, Szwajcar - bez paczki
To tylko niektóre wypadki z zawodów kategorii pierwszej (i jeden z PWC), nie wszystkie przecież zakończyły się tak tragicznie. A przecież zawody 'zwyczajne' (kategorii 2) też zebrały swoje wypadkowe żniwo w tym czasie a całkiem poza zawodami było najwięcej wypadków.
Jeżeli pilot nie użył systemu ratunkowego to albo nie zdążył bo był za nisko, albo za wszelką cenę chciał wyprowadzić skrzydło, albo fizycznie nie był wstanie ... i tylko ta ostatnia przyczyna może (ale nie musi) mieć związek ze skrzydłem na którym latał.
Mistrzostwa Świata zawsze organizowane są pod silną presją. Zarówno organizator jak i zawodnicy pod tą presją się znajdują. Organizator stara się robić długie konkurencje o tzw. dużej wartości sportowej (cokolwiek by to miało znaczyć) a zawodnicy starają się je najlepiej 'polecieć' - wpadka w jednej to przekeślenie szansy na dobry wynik.
Dla większości zawodników 'dobra konkurencja' to obowiązkowo wyścig do mety (race to goal) najlepiej jeżeli większość stawki jest na mecie - to lubimy, po locie od razu wiadomo kto wygrał i gdzie my jesteśmy w stawce, na mecie jest piknikowa atmosfera, można się poklepać po plecach z kumplami, wypić piwo, autokar zabierze nas wygodnie do hotelu. Nie ważne, że przez dużą część trasy lecieliśmy grupą nisko przy skałach, że cisnęliśmy speeda na maksa w trubulencji (ale inni bardziej!), że w kominach był tłok nieprzeciętny, że trzeci punkt zwrotny był ... a co tam! Dolecieliśmy! Udało się! Zajebiście było!
Bezpośrednia rywalizacja dostarcza wielu silnych, euforycznych wrażeń, z tego powodu wiekszość pilotów lecąc w grupie podejmuje większe ryzyko niż latając samotnie. Grupa dobrych pilotów jest wstanie lecieć efektywniej niż ci sami piloci samotnie a lot w grupie daje poczucie bezpieczeństwa ('inni lecą to i ja mogę', 'jak coś się stanie to ktoś mnie zobaczy') - w wyniku tego grupa ryzykuje bardziej - działa psychologia grupy.
Bezpieczeństwo zawodów to skomplikowana sprawa. To kombinacja wiedzy i zdrowego rozsądku pilotów, wiedzy i mądrości organizatora, w tym jego znajomości sytuacji terenowej i pogody, układanych do tej pogody tasków i również sprzętu ... ale nie jedynie sprzetu, ani nie sprzętu na pierwszym miejscu.
Jestem przekonany, że organizowanie zawodów na spręcie certyfikowanym nie podniesie bezpieczeństwa w sposób ewidentny a w każdym razie nie na stałe. Należy zmieniać formułe rozgrywania zawodów bardziej w kierunku indywidualnego latania pilotów (jak to zrobiono jakiś czas temu w szybownictwie), wykładać bardziej bezpieczne rodzaje konkurencji niż 'race to goal', układać konkurencje w ten sposób aby nie zmuszać zawodników do latania nisko (okolice Kobaridu czy Belluno są przy typowych warunkach, najgorszym - z tego powodu - miejscem do rozgrywania zawodów!).
Przyzwyczaiłem się, że do ciebie można zaglądać raz na dwa miesiące (tak często piszesz), a tu proszę... Jak się nie zatrzymasz to ci zaraz powieść wyjdzie :))
OdpowiedzUsuńCo to jest "paczka"?
Po pierwsze to esej jest - nie powieść ...
OdpowiedzUsuń'Paczka' lub 'paka' to w slangu paralotniowym spadochron ratunkowy używany w lotniarstwie i paralotniarstwie. Jak również zdarzenie polegające na użyciu spadochronu ratunkowego (inaczej 'rzucenie paczki').
Spadochron ten jest skonstruowany tak, aby proces otwarcia przebiegał szybko przy małych prędkościach względem powietrza, jest na stałe przymocowany do uprzęży za pomocą ok. 2 metrowej taśmy. Otwarcie następuje poprzez energiczne odrzucenie pakietu (paczki) ze złożonym spadochronem przez pilota.