Prognozy na dziś przewidywały wczesne burze. Nad doliną, po wczorajszym deszczu, rano widać było zamglenia i niskie chmury nad górami.
Dzisiejszy 54 kilometrowy
task był inny niż w poprzednich dniach, choć początek podobny. Po starcie pierwszym
punktem zwrotnym był duży cylinder na północny-wschód od startu ale tak
ustawiony, że lot po górach nie opłacał się zupełnie. Potem punkt na środku
doliny i meta koło Witoli na południu. Start konkurencji półgodziny wcześniej
niż poprzenio (12:30).
Przed startem kiedy już
byłem oszpejony i włączyłem elektornikę zaskoczył mnie xctrack, który
oświadczył, że się właśnie zaktualizował (pewnie pobrała sie aktualizacja jak
wczoraj wrzucałem tracka na xcontest). Fajnie, tylko coś mu się przestawiło w
ustawieniach i przestał widzieć GPS-a. Już przepinałem się na zestaw awaryjny
kiedy pomógł mi jeden z lokalnych pilotów. Po starcie znalazłem jakieś noszenie
ale nie zrobiłem za dużo wysokości. Górne zachmurzenie zaczęło zasłaniać słońce.
Latałem nad brzegiem miasta Kruszewa i nad skałami przy serpetynach wiodących
do niego z grupą maruderów (w tym z Zupą) a główna stawka dużo wyżej nad górami
ponad miastem i nie mogłem zobić wyskości. Nad lądowiskiem zobaczyłem
wykręcającego się turystę więc skoczyłem do niego. W przyzwoitym kominie szybko
nabierałem wysokości kiedy minęła godzina startu. Na start w powietrzu
spóźniłem się pare minut ale nad granią ‘Jamnika’ doszedłem pierwszą grupę.
Tutaj panował dosyć duży tłok w kominie nie byłem najwyżej ale na przyzwoitej
wysokości.
Do pierwszego punktu nie było daleko, wyszliśmy z komina w jego kierunku ale z
grupką kilku glajtów znaleźliśmy mocniejsze noszenie trochę w prawo od kursu i zakrążyliśmy
w nim. Kiedy zaczęło słabnąć skoczyłem na punkt zwrotny opuszczając komin jako
pierwszy. Obserwując kiedy poprzednicy robią zakręt oceniałem, że mam ok 1.5 km
straty ale przewagę wysokości. Po powrocie z punktu nad grań Jamnika byłem w
ścisłym czubie. Noszenie w którym krążyła główna grupa było słabe a ja rozochocony
dotyczczasowymi sukcesami rzuciłem się do przodu razem z Kubą Sto ciut niżej i
jakimiś pojedynczymi innymi glajtami trochę wyżej (ciągle nie rozpoznaję dobrze
konkurentów w powietrzu, to wymaga trochę polatania w zawodach).
W okolicach oficjalnego lądowiska palił sie jakiś ogień i dym szedł najpierw
poziomo a potem do góry i zastanawiałem się czy nie skorzystać z tak
zabarwionego komina ale to było w prawo od trasy i dosyć daleko postanowiłem lecieć
po grani. W pewnym momencie Kuba zawrócił do komina który znalazły glajty za
nami ale ja byłem zawzięty (Wracać? Ja?). Po chwili na granią zrobiło się mocno
w dół, zjechałem na prawo, jeszcem na 50 metrach nad polami zrobiłem 3 kółka w
zerku i po chwili lądowałem na łacę z dębem po środku zaraz za kukurydzą. Po
chwili mogłem sobie porobić zdjęcia kolegów, którzy własnie nademną kręcili
komin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz