29 lipca 2021

W Szczebrzeszynie Chrząszcza nie było.

W przeddzień zaplanowanego urlopu z małżonką, wieczorne konsultacje warunowe z Kubą i szukanie miejsca gdzie by się tu wyholować zakończyły się, kiedy oddzwonił Walter, który wcześniej był poza zasięgiem, hol z dużego lotniska zawsze jest bardziej komfortowy niż chałupnictwo po drogach, polach i ugorach.

Pojechaliśmy rano do Częstochowy we 3 lataczy ja, Francuz, Kuba i Marcin jako kierowca zwózkowy. Wyciągarką dowodziła Magda, Walter też postanowił polecieć i jeszcze pilot miejscowy Daniel. Z pierwszych wyholowanych zabrał się Francuz, Daniel wrócił na lotnisko a Kuba padł za płotem, Marcin po niego pojechał.

Ja trafiłem w komin zaraz po wyczepieniu ale potem nie było łatwo, za cementownią przez chwilę latałem w parterze z Juniorem tyle, że szybowieć miał dolot do lotniska pod wiatr a ja raczej nie, spadłem nawet poniżej 200 m nad terenem ale jakoś udało mi się odbić. Próby przyspieszenia kończyły się nisko nad ziemią w słabym noszeniu. Przeskoki starałem się robić trochę w prawo (na południe) od kierunku wiatru bo tutaj chmury wyglądały lepiej no i celowałem już w wolną przestrzeń powietrzną dalej. Parę razy udało mi się polecieć jakiś odcinek po prostej pod chmurami ale bez długich szlaków. Francuz cały czas leciał 15 km z przodu i nie udawało mi się go dogonić.

Leciałem, jak zwykle to robię w przelotach z wiatrem "na strzałke do tyłu", używam funkcji MOB (człowiek za burtą) w którą są wyposażone wszystkie GPS-y Gramina. Podawałem przez radio kolegom odległość od startu i kurs. Przed Kielcami Kuba zameldował się parę kilometrów za mną i jak wiedziałem gdzie szukać to zobaczyłem go nawet pod poprzednią chmurą. Przed miastem złapałem zdecydowany komin i przez tereny zabudowane przeleciałem wysoko. Chmury układały się nad sanktuarium Świetokrzyskim ale bezpośrednio nad Łysą Górą było trochę turbulentnie i nie zrobiłem zdjęcia z bliska (potem żałowałem) mam tylko takie z przeskoku chwilę wcześniej.





























Tutaj udało mi sie znacznie przyspieszyć. Nad Wisłą aparat wyciągnąłem bo zdjęcia Wisły poprzenim razem jak nad nia leciałem nie zrobiłem. Już przed Wislą zacząłem zmieniać kierunek trochę na północ, bo z daleka straszył mnie "stumilowy las" koło Janowa Podlaskiego. Latanie na skoszonymi polami daje jednak niesamowity komfort psychiczny.








Chmur jednak zaczęło powoli ubywać i odległości między nimi sie zwiększyły. W pewnej chwili  leciałem pod jedną chmurą z duża grupą bocianów ale one były przynajmniej 500 m wyżej, także trudno to mówić o lataniu z bocianami, za to przez mój komin na tej samej wysokości przemknęła grupa jerzyków.

Minąłem trawers Szczebrzeszyna a Zamość wydawał się być w zasiegu lotu. Końcówka to lot z wiatrem w spokojnym powietrzu, na parterowej wysokości. Na trawersie zbiornika Nielisz, gdzie widzać było dużo ptaków wodnych  i brodzących, jeszcze było jakieś niewielkie noszenie.

W koncówce zobaczyłem dosyć nisko i późno linię średniego napięcia, słupy były słabo widoczne na tle pojedyńczo rosnących na polach drzew. Wylądowałem na skoszonej łące ok 100 m od zabudowań. Po chwili przebiegła zaniepokojona właścicielka łaki z zieńciem, który porzucił koszenie podwórka aby sprawdzić czy nic mi się nie stało.

Marcin podjął Francuza i Kube i dosyć szybko był po mnie. Już o 2 w nocy byliśmy w domu (licznik w Skodzie zinkrementował się o 1000 km).

Udało mi się odzyskać rekord odległości przelotu z "mojego" lotniska.

Link do lotu:
na xcportal: https://xcportal.pl/node/200999
na xcontest: https://www.xcontest.org/world/en/flights/detail:zxc/29.7.2021/09:35



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz