8 maja 2008

PWC, Dzień piąty, Task 3 (czwartek)

Rano była mgła, która zamieniła się w malownicze cumulusiki o podstawach 50 m nad doliną. Dziś wiatr był słabszy północny i północno zachodni i chmury nie wychodziły z tyłu gór. Przedpole było cały czas oświetlone słońcem.

Okno było otwarte o 12:00 cylinder startowy godzinę później. W prognozie było dosyć duże prawdopodobieństwo burz. Konkurencja 68 km 'race to goal', zygzak po okolicy z dwoma punktami zwrotnymi mocno wysuniętymi w dolinę. Trzeba było latać po płaskim bo przy dzisiejszych podstawach chmur ok. 2500 m.n.p.m. nie dało się doleciec do punktu i wrócić w góry lotem slizgowym. Początek leciałem przyzwoicie, potem się trochę zagrzebałem. Paweł lecial z przodu prawie cały task ale padł na płaskim przed ostatnim punktem zwrotnym podobnie Klaudyna. Łosoś i Robert lecieli w mojej okolicy. Na przedostatnim punkcie dogonił mnie Mali. Lecieliśmy do ostatniego punktu z silnym czołowo-bocznym wiatrem i brakowało nam troche wysokości aby go zrobić.

Za wiekszym jeziorkiem (mniejsze - to na obrazku z wczoraj - jest koło lądowiska) przelecieliśmy przez rejon bez duszenia i z lekką turbulencja Mali zrobił jedno, może dwa kółka i poleciał dalej a ja zacząłem w tym rzeźbić po każdym okrążeniu poprawiałem troche pod wiatr obserwując inne glajty w okolicy po kilku próbach miałem już metr wznoszenia ale Mali był już daleko i nisko. Latałem z jakimś Mac-kiem, UP i Axisem. Po dalszych kliku minutach złapałem zdecydowany komin ok 2.5 m/s, znosiło mnie w kierunku lotniska gdzie jest sterfa zakazana. Kiedy komin zesłabł skoczyliśmy na punkt. Po punkcie dolot był z tylno-bocznym wiatrem ale doskonałość potrzebna do dolecenia do mety rosła (czyli nie miałem dolotu), do mety było już tylko 4 km, trzymałem się nawietrznej strony trasy inaczej niż glajty lecące ze mną. Oni tracili wysokość w stosunku do mnie. Doskonałość potrzebna do mety była ok. 8 i rosła czyli wychodziło że nie dolecę ale zobaczyłem falujace zboże przede mną. Trzy glajty po prawej złapały komin na oko 1-1.5 m/s. Zastanawiałem się przez chwilę czy nie skoczyć do nich ale poleciałem swoją trasą i złapałem 3 m/s zrobiłem 3 może 4 kółka i co najmniej o 2 za dużo. Oni wyszli chwile wcześniej z komina i już nie udało mi się ich dogonić ale dolecieli bardzo nisko. Mnie nosiło po drodze i było turbulentnie i kilka razy musiałem puścić speeda, nad metą miałem z 200 m.

Konkurencje wygrał Mikołaj Szorochow, ja miałem stratę 35 minut, doleciał też Sławek Matras, Łosoś, kilkanaście minut po mnie i Roberto ale nie wiem jeszcze z jakim czasem, bo strasznie jest małomówny. Lądowałempod namiotem i o mało nie przewiesiłem sobie glajta przez druty bo w czasie podejscia zmienił mi się gwałtownie kierunek wiatru. Kokurencja została zatrzymana z godzine po moim lądowaniu bo w okolicy zrobiły się burze, na lądowisku nie padało ale w promieni 10 km były 4 Cb z opadem i wyładowanami. W powietrzu został jeden glajt i publiczność przez dobre 20 minut ogłądała jego walkę aby wylądować.

Dziś jest party na lądowisku, bezpłatne żarcie dla wszystkich ale ilość napojów podobno ograniczona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz