16 maja 2008

Kacper trójkąci

Ponieważ obecnie cieżko pracuję, postanowiłem pokomentować trochę loty kolegów on i rzucił mi się w oczy taki locik z Borów Tucholskich:

http://xcc.paragliding.pl/module.php?id=21&l=pl&contest=PL&date=20080515&reference=9990a80cbb97fadc

Jak widać, zrobienie dużego trójkąta chodzi po głowie nie tylko góralom z Beskidów (Łosoś gdzie ten track?). Sam dystans po trasie prawie zamkniętej jest imponujący ale do tego ta prędkość (27.22 km/h) i lądowanie na plaży ... pewnie nie poleciał dalej bo panienki w bikini mu machały :-).

11 maja 2008

PWC, Ostatni task unieważniony.

W sobotę było zakończenie zawodów i ostatni dzień rozgrywania konkurencji. Wiało ponad 45 km/h w plecy i pomimo silnego nasłonecznienia było dosyć stabilnie (ciepła masa powietrza). Termika działa (czego dowód naoczny mieliśmy kiedy o mało nie odleciał jeden glajt z uprzężą i elektorniką, ale zakończyło się to tylko porwaniem worka od skrzydła, obserwowaliśmy potem jego lot pod chmurę) ale nie powstała zdecydowana bryza górska umożliwiająca bezpieczny start. Konkurencja została odwołana nikt z pilotów nie poleciał na lądowisko.

Wieczorem było rozdanie nagród. Wygrał Urban Valicz ze Słowenii. Renata Kuhnowa z Czech triumfowała w kategorii kobiet.

Wyniki zawodów

10 maja 2008

PWC, Task 4, 113 km

Wczoraj (piszę rano bo wróciliśmy bardzo późno) lecieliśmy konkurencje 113 km, najpierw 2 pukty zwrotne w okolicy a potem docel do lądowiska oddalonego o ponad 90 km od startu. Pogoda zapowiadała się świetnie, bez silnego wiatru, tylko w koncówce prognozowana była silna bryza wiejąca z północnego wschodu wzdłuż długiej doliny i potem na płaskiej części przed lądowiskiem.

Początek był trudny, nie mogłem wykręcić się po starcie, noszenia były słabe a podstawa chmur wysoko, podobne problemy mieli inni, tylko jedna kilkunastoosobowa grupa miała wyraźną przewagę w tej grupie lecial Łosoś. W cylindrze startowym byłem spóźniony kilkanaście minut. Następny punkt poszedł mi trochę lepiej i potem skoczyłem nad grań wysokich gór. Podstawę chmur na ok. 2500 zrobiłem nad ośrodkiem narciarskim głęboko w górach. Do mety było wyraźnie pod wiatr. Dalsza część trasy była zagadką, znaną większości pilotów tylko z mapy. Do następnych wysokich gór udało mi się dolecieć bez potrzeby wykręcania się z parteru. Góry tworzyły tutaj coś w rodzaju krateru o średnicy kilku kilometów z ładnymi łąkami w środku ale powrót z tamtąd byłby pewnie dosyć długi. Większość glajtów w okolicy wybrała drogą wzdłuż zbocza pod chmurami ja skoczyłem w poprzek chyba na tym straciłem.

Przyszedłem kilkaset metrów nad przeciwległa granią. Tutaj uformowała się luźna, kilkuosobowa grupa z Klaudyna, Tomaszem Braunerem, Radkiem Veczerą, Stefanem Vypariną, Petrem Vrabecem jakimś Swingiem (Ewa?) i Ozonem. Lecieliśmy po zawietrznej ale nasłonecznionej stronie gór. Podstawa chmur tutaj była na ok 3500 m.n.p.m i noszenia silniejsze. Wpływ bocznego do grani wiatru był wyraźny i turbulencja dawała nam się trochę we znaki ale przynajmniej wzrosła trochę nasza prędkość bo na przeskokach GPS zacząl pokazywać wartości powyżej 40 km/h a nie 25-30 jak we wcześniejszej części trasy. Koło dużej góry pokrytej śniegiem spotkalismy stado kilkunastu sępów. Po prawej stronie był wielki obszar płaskiego terenu pokryty geometrycznie idealnymi prostokątami pół. Meta była po przekatnej tego płaskiego i oddalona jeszcze 40 km.

Radek i potem Klaudia polecieli w prawo ja z Tomaszem i jakimś Axisem lecieliśmy na czele naszej grupy dalej wzdłuż grani. Zaczynało się robić późno. Nad ostatnia wysoką góra wykręciliśmy sufit ok. 3200 m. Do mety było ok 20 km płaskiego z tylno-bocznym wiatrem. W poprzek doliny gdzie miała wchodzić bryza stału wielkie wiatraki i kręciły się ... Lecieliśmy razem rozsypani może na 300m szerokości i 100 wysokości. Ja starałem się utrzymywać pozycję z lewej - nawietrznej strony grupyżej będzie silniejszy wiatr z boku. Doskonałość do mety wynosiła 9 i nie rosła a nawet na chwilę spadła na 8. Meta była schowana za 300-400 metrową górą, na zawietrznej. Tutaj nasz zapas wysokości stopniał błyskawicznie. Tomasz i ja próbowaliśmy znaleźć coś na nawietrznej tej gorki nie mieliśmy postępowej pod wiatr i spłukało nas do doliny. Chwilę pokręciłem się w jakimś kominie na płaskim ale oddalałem się od mety a noszenie było słabe. Końcowe kilkaset metrów leciałem w kierunku mety pod przednio-boczny wiatr, zabrakło mi ok. 3 km.

Sympatyczny mechanik samochodowy wyszedł z warsztatu aby mnie obejżeć, zatrzymał znajomego jadącego samochodem, który mówił po angielsku. On poczekał aż się spakuję i zawiózł mnie na metę.

Klaudi, Pawłowi i Robertowi zabrakło kilkanaście kilometrów, Mali lądował w tym samym rejonie co ja ale wcześniej, Łosoś dolecial na 2 km do mety. Do mety doleciało 6 pilotów.

8 maja 2008

PWC, Dzień piąty, Task 3 (czwartek)

Rano była mgła, która zamieniła się w malownicze cumulusiki o podstawach 50 m nad doliną. Dziś wiatr był słabszy północny i północno zachodni i chmury nie wychodziły z tyłu gór. Przedpole było cały czas oświetlone słońcem.

Okno było otwarte o 12:00 cylinder startowy godzinę później. W prognozie było dosyć duże prawdopodobieństwo burz. Konkurencja 68 km 'race to goal', zygzak po okolicy z dwoma punktami zwrotnymi mocno wysuniętymi w dolinę. Trzeba było latać po płaskim bo przy dzisiejszych podstawach chmur ok. 2500 m.n.p.m. nie dało się doleciec do punktu i wrócić w góry lotem slizgowym. Początek leciałem przyzwoicie, potem się trochę zagrzebałem. Paweł lecial z przodu prawie cały task ale padł na płaskim przed ostatnim punktem zwrotnym podobnie Klaudyna. Łosoś i Robert lecieli w mojej okolicy. Na przedostatnim punkcie dogonił mnie Mali. Lecieliśmy do ostatniego punktu z silnym czołowo-bocznym wiatrem i brakowało nam troche wysokości aby go zrobić.

Za wiekszym jeziorkiem (mniejsze - to na obrazku z wczoraj - jest koło lądowiska) przelecieliśmy przez rejon bez duszenia i z lekką turbulencja Mali zrobił jedno, może dwa kółka i poleciał dalej a ja zacząłem w tym rzeźbić po każdym okrążeniu poprawiałem troche pod wiatr obserwując inne glajty w okolicy po kilku próbach miałem już metr wznoszenia ale Mali był już daleko i nisko. Latałem z jakimś Mac-kiem, UP i Axisem. Po dalszych kliku minutach złapałem zdecydowany komin ok 2.5 m/s, znosiło mnie w kierunku lotniska gdzie jest sterfa zakazana. Kiedy komin zesłabł skoczyliśmy na punkt. Po punkcie dolot był z tylno-bocznym wiatrem ale doskonałość potrzebna do dolecenia do mety rosła (czyli nie miałem dolotu), do mety było już tylko 4 km, trzymałem się nawietrznej strony trasy inaczej niż glajty lecące ze mną. Oni tracili wysokość w stosunku do mnie. Doskonałość potrzebna do mety była ok. 8 i rosła czyli wychodziło że nie dolecę ale zobaczyłem falujace zboże przede mną. Trzy glajty po prawej złapały komin na oko 1-1.5 m/s. Zastanawiałem się przez chwilę czy nie skoczyć do nich ale poleciałem swoją trasą i złapałem 3 m/s zrobiłem 3 może 4 kółka i co najmniej o 2 za dużo. Oni wyszli chwile wcześniej z komina i już nie udało mi się ich dogonić ale dolecieli bardzo nisko. Mnie nosiło po drodze i było turbulentnie i kilka razy musiałem puścić speeda, nad metą miałem z 200 m.

Konkurencje wygrał Mikołaj Szorochow, ja miałem stratę 35 minut, doleciał też Sławek Matras, Łosoś, kilkanaście minut po mnie i Roberto ale nie wiem jeszcze z jakim czasem, bo strasznie jest małomówny. Lądowałempod namiotem i o mało nie przewiesiłem sobie glajta przez druty bo w czasie podejscia zmienił mi się gwałtownie kierunek wiatru. Kokurencja została zatrzymana z godzine po moim lądowaniu bo w okolicy zrobiły się burze, na lądowisku nie padało ale w promieni 10 km były 4 Cb z opadem i wyładowanami. W powietrzu został jeden glajt i publiczność przez dobre 20 minut ogłądała jego walkę aby wylądować.

Dziś jest party na lądowisku, bezpłatne żarcie dla wszystkich ale ilość napojów podobno ograniczona.

7 maja 2008

Kampingowe życie nocne ...

Mieszkamy na kampingu, który został na czas zawodów wydzielony z lądowiska. Jest tutaj kilka budynków, dmuchane namioty reklamowe, działa bar typu przyczepa + namiot (można zjeść coś w rodzaju śniadania). Działa WiFi ale łącze do i-netu jest wolne.

Jest jedna łazienka w murowanym budunku i tam czasami pojawia się ciepła woda ale od wczoraj ta łazienka jest 'Out of order' są też dwa prysznice w budkach typu Toi-Toi ale woda tylko zimna (przeraźliwie) i strasznie powoli ciecze. Ja dzisiaj nie zdecydowałem się na namydlenie głowy bo bałem się, że płukanie zajmie mi 10 minut.

Ogólnie organizacja tych najważniejszych rzeczy wyraźnie gorsza niż na Polish Open choć pracuje tutaj przy zawodach z 5 razy tyle osób, wszyscy mają gustowne kamizelki z logo organizatora a my dostaliśmy stosowne czapeczki i pół kilograma folderów reklamowych. Wczorajszy obiad był imponujący a dziś byliśmy w pizzeri, która ufundowała dla każdego zawodnika bilet na 1 pizze + piwo.

Tak sobie piszę bo z-upload-owanie obrazka nie powiodło mi sie enty raz ...

PWC, Dzień czwarty, task unieważniony (środa)


Wczoraj wieczorem było party w stylu włoskim. Obiad z kilkunastu dań. Były też specjalne nagrody dla teamów za pierwsza konkurencję w pucharze 2008.


Pogoda z rana podobna jak wczoraj. Wiatr z tyłu i zacienione przedpole. Kilka razy zmieniano godzinę otwarcia okna bo nie bardzo dało się wykręcić po starcie z ziemi. W końcu ustalono konkurencje prędkościową z indywidulanym czasem startu ale z limitem do 15:00. Kto wystartował po 15:00 i tak miał czas startu 15:00. Większość pilotów czekała do końca. Ja startowałem 10 min przed limitem razem z Robertem, Łosoś poleciał wcześniej, Klaudia odchodziła chwilę po nas a Paweł miał problem ze startem z ziemi.

Kiedy dolatywaliśmy z Robertem do drugiego punktu zwrotnego konkurencje przewano ze względu na opad deszczu i gradu oraz budujące się dalej na trasie Cb z wyładowaniami. Wróciliśmy na lądowisko, tutaj polataliśmy chwilę w słońcu suszac skrzydełka po deszczu. Okoliczne jeziorka mają swoisty urok do podziwiania z góry tylko, bo brzeg jest trzciniasty. Kilka osób latało po okolicy pomimo burz wkoło.

PWC, Poggio Bustone, Task 2 (wtorek)

Dziś czekaliśmy dosyć długo na starcie. Xavier żartował sobie z wczorajszego zwycięzcy konkurencji, że siedzi w górach i robi dzieci i czasami pojawia się na zawodach, no i ... wygrywa, np. pojechał na Mistrzostwa Świata i Mistrzostwa Europy ... i tutaj na PWC.

Z rana wiał silny północno-wschodni wiatr, czyli dokładnie w plecy. Czekaliśmy, aż termika przeważy i będzie można startować. Po otwarciu okna nie było za wielu chętnych do startu jako jeden z pierwszych odpalił Paweł, latał też nad startem 'kameraman' i robił zdjęcia z powietrza.

Ja się za bardzo grzebałem i po starcie nie mogłem się jakoś wykręcić w wyniku czego do cylindra startowego co prawda zdążyłem ale mialem 300 m straty wysokości do czołówki. Po pierwszym punkcie zwrotnym pierwsza grupa podzieliła się na dwie i chyba wybrałem lepszą do drugiego punktu doleciałem przyzwoicie potem trzeba było przeskoczyć 10 km w poprzek doliny. Po drugiej stronie piersze glajty spadły nisko. Bardzo odważnie ale logicznie poleciał Łosoś i wyprzedził całą stawkę na przedostatnim punkcie zwrotnym był chyba pierwszy. Po punkcie wróciłem w ten sam rejon w dole widziałem Maliego jak walczył z krawatem. Dokręciłem do osłabnięcia komina ale brakowało mi troche do doloty do mety. Zobaczyłem wykręcające się z boku glajty więc skoczyłem do nich i dokręciłem potrzebną wysokość.

Dolot dziś był zadziwiajaco spokojny. Po wczorajszych doświadczeniach przyleciałem zapasem z 200 m. Po mnie przyleciał Mali ale trochę niżej ładowaliśmy w tym samym czasie. Na mecie był już Roberto. Klaudyna też doleciała, Ewa doleciała w podobnym czasie jak ja i Mali. Paweł przyleciał spóźniony kilkanaście minut.

5 maja 2008

PWC, Poggio Bustone, dzień drugi.

W nocy padał deszcz ale poranek przywitał nas słoneczna pogodą choć z dziwnie wyglądającymi chmurami w górach. Prognozy nie były korzystne ale pojechaliśmy na start. Czekaliśmy dosy długo obserwując zwiększające się zachmurzenie, raczej bez wiary na polatanie. Kwitło typowe w takich sytuacjach zawodnicze życie towarzyskie. Potem zaczął padać słaby deszcz. Część osób wystartowała przed nasileniem się opadu i zleciała na lądowisko, inni pojechali samochodami na dół. Potem spotkaliśmy czołówkę PWC w supermarkecie - pomidory, oliwki, parmezan, wino ...

Wyniki wczorajszego tasku.

Trochę o tutejszym rejonie:
Góry w okolicy są wysokie, na szczytach gdzieniegdzie widać śnieg, ale na oko przypominają raczej Beskidy niż Alpy. Zbocza zalesione i nawet dosy strome. Droga na startowisko jest koszmarna. Na miasteczkiem Poggio Bustone umieszczonym na stromym stku góry są dwa startowiska. Roślinność taka ... swojska - jurajska, tarniny i dzikie róże, wapienne skały. Warunki do latania dobre - wczoraj podstawy były na 2800-2900 noszenia do 4-5 m/s. Wiał dosyć silny wiatr do 20 km/h ale nie przeszkadzał bardzo przy lataniu wysoko tyle, że nie zawsze się dało lecieć wysoko. Na południowy zachód od gór jest szeroka dolina z polami i łąkami pośrodku niej jest lotnisko w Rieti.

Wieczorem dotarła do nas grobowa wieść, że Viking nie uznał wyników Mistrzostw Polski. Zastanawialiśmy się czy nie oblec włosienicy i nie posypać głów popiołem ale ... nasz wybuch śmiechu rozbawił nie tylko braci Słowaków (a w zasadzie jednego z braci Wyparinów) i Czechów ale też inne zaprzyjaźnione nacje.

Łosoś obudził się z podbitym okiem (pewnie Bubuś zachaczył go łokciem w czasie snu) i wyprowadził się z namiotu do Czechów w kamienne ściany pod dach kryty dachówka (tak się tutaj buduje).

4 maja 2008

PWC (Paralotniowy Puchar Świata), task 1

Z Mistrzostw Polski, ja, Bubuś, Mali, Łosoś, Klaudyna i Roberto pojechaliśmy na Puchar Świata w Apeniny do Poggio Bustone koło Rieti (to takie włoskie Leszno - słynne lotnisko sportowe). Dziś graliśmy pierwszy task. Niestety tylko Paweł (na obrazku - nad metą) doleciał do mety. Mnie zabrakło 100 m, Maliemu 500 m, Łosoś padł przy ostatnim punkcie zwrotnym, Roberto wcześniej, Ewa Wiśnierka padła koło drugiego punktu zwrotnego gdzie było najtrudniej. Ogólnie było ciężko, latanie nisko przy silnym wietrze.

Początek zaraz po starcie wyglądał słabo ale chwilę później szybko budujące się chmury ciagnęły ładnie. Niestety od północnego zachodu zbliżała się strefa pełnego zachmurzenia. W dobrych warunkach zrobiliśmy pierwszy punkt zwrotny pod wiatr i drugi z wiatrem. Lecąc do drugiego punktu z wiatrem, inaczej niż czołówka, zrobiłem maksymalną wysokość i starałem się jej nie stracić lecąc pod chmurami w wyniku tego po punkcie byłem na prowadzeniu bo nie musiałem odbudować wysokości w locie pod wiatr. Niestety skończył się obszar nasłoneczniony i moja koncepcja lotu (tym bardziej, że leciałem tu pierwszy raz), musiałem zwolnić. Nad startem rozglądałem się chwilę w słabym noszeniu. Czołówka skoczyła na następną górę to i ja za nimi. Tam na żaglu w tłoku znowu zyskaliśmy trochę wysokości. Trzeba było przeskoczyć pod wiatr przez dolinkę bez miejsca do lądowania następnej dolinki nie było widać. Paweł skakał za nisko i musiał się cofnąć. Ja przeleciałem ze 150 m nad żeberkiem. Na jego nawietrznej stronie starałem się dolecieć do punktu zwrotnego. Dolinka za żeberkiem nie bardzo nadawała się do lądowania. Punkt zwrotny niby był na tej samej grańce wzdłuż której leciałem ale odgrodzony takim kociołkiem gdzie żagiel nie działał. Na dodatek w poprzek tego kotła szła linia energetyczna. Ogólnie było nisko, tutbulentnie, niebezpiecznie i ogólnie ch...wo. Ktos wpadł w drzewa i dwóch pilotów ładowało by mu pomóc (jednym był Urban Valicz). Zaczęło znowu świecić słońce. Zrobiłem punkt i starałem się wrócić w góry ale wymagało to kręcenia się nisko bo zboczach w silnej turbulencji w okcu przebilem się w poprzek wiatru na zawietrzną ale oświetloną strone tego żebra gdzie odudowałem wysokość i gdzie spotkałem znowu Pawła który dopier leciał na punkt. Dolot do następnego punktu z wiatrem był bezproblemowy ale chmury tylko trzymały i nie było gdzie zrobić wysokości, także po punkcie byłem znowu nisko i znowu skakałem przez jakąś dolinkę z wylotem odgrodzonym drutami. Wykręciłem się jednak w mocnym noszeniu razem z Dawidem Ohlidalem. Razem skoczyliśmy na ostatni punkt zwrotny (prawie 10 km w dolinie). GPS pokazywal mi potrzebna doskonałość 8 aby doleciec do mety. Trzymało przez wiekszą część przeskoku do punktu ale było pod wiatr. Przed punktem widziałem padające glajty i jednego, czerwonego, kręcącego komin. Przeleciałem przez komin, zrobiłem punkt i wróciłem do niego, dołączył no mnie Dawid, wtedy ten czerwony skoczył do mety. Dolot do mety był z bocznym wiatre, komin osłabł i zdecydowałem, że nie opłaca się już w nim krażyć. GPS pokazywał potrzebną doskonałość 9, potem 8, 7, ... a potem wzrosło opadanie i 8, 9, przeleciałem nad jeziorkiem cały czas pilnując strzałki, czerwony doleciał do mety ... 10, 11 ... na 30 może metrach nad ziemią przeleciałem przez niewielkie noszenie, na 2 m zakręciłem lekko pod wiatr i wystawiłem nogi z kokona, lądowałem w zbożu siągającym łydki. Na metę doszedłem ... z glajtem zebranym w różyczkę. Po jakimś czasie wysoko doleciał Paweł.

Jestem zmęczony i idę spać.

Track tutaj.

3 maja 2008

Wyniki Polish Paragliding Open

Polish Open wygrał Anglik Craig Morgan.
W klasie Sport triumfował Michał MiG Grzemowski.
W klasie Serial Krzysztof Krzysin Wojtaś.
W kategorii kobiet wygrała Kasia Gruzlewska-Łosik.
Ja wygrałem klasyfikacje Mistrzostw Polski, przed Łososiem i Dankiem.

2 maja 2008

PPO, Konkurencja 3, 98km (piątek, 2008-05-02)

Dziś graliśmy konkurencję typu wyścig do mety o długości prawie 98 km. Najpierw lecieliśmy w kierunku Feltre, potem był do zrobienia punkt zwrotny w dolinie (ponad 5 km od gór), następnie trzeba było zaliczyć punkt zwrotny na zachodniej ścianie Monte Serva skąd jeszcze było 20 km na wschód do punktu wysoko i wgłębi gór. Przed metą był do zaliczenia jeszcze punkt mocno wysunięty na południe.

Początek leciałem szybko na Kon-Servie byłem pierwszy po zachodniej stronie i szybko się wykręciłem. Poleciałem w kierunku Peron-a ale tutaj termika jeszcze nie była chyba obudzona, nic sensownego nie złapałem. Trochę podkręciłem razem z Robertem i Craigiem nad tamą przed Krakersem (Snikersem, Herbatnikiem, ...). Tutaj Łosoś rzucił się na zacienionego Krakersa my skoczyliśmy tam chwilę później. Było noszenie ale bardzo blisko skały, nie latałem tak blisko jak chłopaki i po jednym halsie musiałem przepuścić glajta lecącego z przeciwka także straciłem kilkadziesiąt metrów i czołowa grupa z Mikołajem, Bubusiem, Łososiem mi odleciała. Za kotłem trafili w mocne noszenie i byli pierwsi na punkcie pod Feltre. Potem był do zaliczenia punkt na płaskim. Wykręciłem podstawę bo do przelecenia było ponad 10 km z małym prawdopodobieństwem na spotkanie noszeń. W tym rejonie było dosyć mocne zachmurzenie i nie było pewne czy góry będą nosiły z małej wysokości. Widziałem, że Paweł odchodził na punkt dosyć nisko. Wracając z punktu kręciliśmy przez chwilę metrowy komin z Robertem i jakimś Boomerangiem. Potem wkleiliśmy się w góry i z wiatrem przelecieliśmy przez Krakersa, tamę i górkę za tamą.

Na Bombie Atomowej koło miejscowości Peron był wyjazd ale tylko do szczytu skały. Skoczyliśmy na następną górkę ale na nawietrznej nic nie było. Robert miał ze 150 m przewagi wysokości i poleciał na Servę a ja próbowałem się wykręcić na zawietrznej. Spadłem dosyć nisko. Złapałem począkowo bardzo turbulentny i słaby komin który przerodził się z ciasną trójkę. Skacząc na Servę widziałem, że Robert rzeźbi nisko na zboczu. Przeleciałem przez punkt zwrotny i złapałem silny komin nad ośnieżoną granią. Widziałem, że część pilotów wraca się do punktu zwrotnego, między innymi Craig.

Gdy skakałem na Doladę pierwsza grupa już robiła podstawę nad górą. Po Doladzie skakaliśmy w poprzek doliny. Następny punkt był wysoko w górach. Leciałem do grani kiedy dogonił mnie Craig (jak on to zrobił?).

Widok w tej okolicy był przepiękny i zarazem straszny, pionowe skały i oświetlony słońcem śnieg. Ten punkt zwrotny miał cylinder 1 km bo punkt był położony na ponad 2000 m a układając trasę nie byliśmy pewni czy nie będzie problemów z zaliczeniem go. Po punkcie skakałem blisko zbocza Monte Cavallo. Craig poleciał po prawej i stracił dużo wysokości. Dolot do ostatniego punktu był pod wiatr, pod chmurą wleciałem w noszenie i zrobiłem jedno kółko przez co Craig mnie wyprzedził. Dolot do ostatniego punktu i mety wyglądał dobrze patrzyłem na Mikolaja i Łososia z przodu i Craiga nisko podemna ale też w przodzie, z mojego punktu widzenia jego dolot wyglądał problematycznie ale dolecial na lądowisko z 50 m zapasem wysokości.

Craig na pewno wygrał Polish Open, nie jest pewne (trzeba policzyć wyniki) kto wygrał Mistrzostwa Polski, ja miałem 63 punkty przewagi na Łososiem po 2 konkurencjach ale dziś On wygrał ze mną.

Siedząc na lądowisku fajnie ogląda się kolegów którzy przylatują ... lub nie. Z parteru dokręcił dolot Danek a Kum ... nie dokręcił ale jego walka za żaglu poniżej mety była bardzo emocjonująca.

Mój track.
Strona zawodów

1 maja 2008

PPO, Próbujemy ... (czwartek, 2008-05-01

W czynie pierwszomajowym pojechaliśmy na startowisko. Nawet ułożyliśmy z Malim 40 kilometrowego taska w okolicach lądowiska (tak aby cała stawka była w zasięgu zwroku organizatora i aby można było przerwać konkurencje w każdej chwili). Odbyła sie odprawa ale 5 minut przed otwarciem okna startowego usłyszeliśmy grzmoty a z łądowiska dostaliśmy sygnał, że w Belluno jest opad deszczu. Czekaliśmy na starcie dosyć długo ale Karolina dała w sygnał do odwrotu. Ja postanowiłem poczekać na przejaśnienie. Moja cierpliwość była wystawiona na poważną próbę, jako deathline ustaliłem sobie 18:00. Lało na przemian na starcie i na lądowisku a nie bardzo miałem ochotę zmoczyć sobie skrzydło. Miałem do przetestowania zmiany w uprzeży bo w poprzednim locie plastikowa rolka bloczka 'zużyła się' i musiałem wymnieni bloczek, przy okazji zrobiłem zmiany aby powiekszyć zakres speeda.

Koło 17:00 przejaśniło się i nawet zaczęło wiać pod stok. Wystartowałem i na ścianie Dolady znalazłem noszenie nawet do 3 m/s. Latał ze mną początkowo Aeron ale odszedł szybciej do lądowiska. Poleciałem kawałek po trasie ale od zachodu było widać powoli zbliżającą się następną strefę opadu więc postanowiłem potestować speed-system, test wypadł pomyślnie. Już wiem jak trzeba przerobić X-Rated, żeby speed działał lepiej.

Dzisiejszy track.

PPO, Zajęcia w podgrupach (wtorek, środa)

Następne dwa dni spędzilismy na zwilgłym kampingu w zwilgłych namiotach i lekko zwilgłej acz wesołej atmosferze. W czwatrek kilka osób chwilę polatało w deszczu po południu (nawet jeden czołowy zawodnik przetestował skuteczność spadochronu zapasowego).