9 czerwca 2023

Znad Biebrzy przez Wisłę.

Pogoda w Boże Ciało i następne dni zapowiadała się świetnie na dalekie przeloty z wiatrem w północnej Polsce, podczas gdy na południu miały być burze. Umówiłem się z Łukaszem w Mońkach w piątek rano. Grażyna zgodziła się być kierowcą ‘zwózkowym’, dojechaliśmy do Moniek w czwartek wieczorem i zanocowaliśmy w Zajeździe Mońki (standard hotelu robotniczego, ale dobre śniadanie). Rano jeszcze chwila paniki, bo nie wziąłem patenciku do sikania w locie, ale kupuje sobie w aptece pampersa. Pod kościołem w Mońkach spotykamy Stanisława a po chwili dojeżdża Łukasz z Grzegorzem – holownikiem. Na drodze do holowania koło Goniądza jesteśmy wcześnie, ale nie było widać żadnych chmur, które wg prognoz powinny się już tworzyć. Kiedy bocian zaczął wykręcać komin nad zabudowaniami na północ od startu Łukasz decyduje się lecieć. Ja startuję drugi, na starcie prawie bezwietrznie, hol za abrol-windą płynny i wysoki na 500 m nad start. Bez problemu znajduje pierwsze noszenie, tylko słabe, w miejscu, gdzie krążył bocian. Na Biebrzy na północ ode mnie widzę płynące kajaki, jesteśmy tutaj na granicy Parku Narodowego. Łukasz znad Goniądza wraca do mnie wspólnie mamy lepszą penetrację noszeń. Wiatr słaby, ale odczuwalny znosi nad Goniądz, ciągle nie ma nad nami żadnego cumulusa. Z 1000 metrów skaczemy nad Twierdze Osowiec, łapię tutaj jakieś słabe noszenie, ale Łukasz, który stracił więcej na przeskoku nie znajduje nic pode mną. Kręcę to swoje mizerne, ale dosyć stabilne noszenie kiedy widzę, że Łukasz znalazł niżej coś mocniejszego, wracam się do niego ale po drodze dusi i teraz ja nic pod nim nie łapię. Lecę wzdłuż krawędzi lasu obserwując ruch liści na drzewach, ale nie udaję mi się znaleźć noszenia i po chwili nie pozostaje mi nic innego jak obrócić się pod wiatr i usiąść na skoszonej wielkiej łące. Wysyłam koordynaty Grażynie, już jedzie. Ja się pakuję na szybko i idę do drogi kiedy dzwoni, że się zakopała w piasku półtora kilometra ode mnie. Dochodzę do drogi, Grażyna dzwoni, że ma traktor, który ją wyciągnie. Po kilkunastu minutach jedziemy powtórnie na start.

Sytuacja na starcie jest już zupełnie inna, cześć pilotów czeka na osłabnięcie wiatru. Wieje dosyć mocno i są szkwały. Cumulusów widać dużo, ale nie w najbliższej okolicy. Może być trudno się stąd pod nie dostać. Startuję alpejką wiatr trochę boczny linę pod wiatr naciąga Tomasz. Hol na 500 m, pierwszy komin w tym samym miejscu. Wiatr silniejszy i bardziej z północy. Noszenia słabe, dryfuję z wiatrem walcząc o każdy metr wysokości. Dopiero nad południową częścią Biebrzańskiego Parku Narodowego udaje mi się dostać pod chmury, podstawa na ponad 2500 m. Widzę Śniardwy i całe południe Szlaku Wielkich Jezior Mazurskich. Lepsza pogoda - więcej cumulusów i bardziej uporządkowane - jest na północnej części trasy, ale muszę ominąć od południa TMA Olsztyn. Przelotowa znacznie rośnie, na przeskokach na speedzie GPS pokazuje prędkość z wiatrem ponad 80 km/h. Podstawa chmur podnosi się ponad 2900, musze uważać na tą granicę wysokości. Udaje mi się lecieć krótkie odcinki bez krążenia, ale chmury nie układają się tutaj w wyraźne szlaki. W okolicach Mławy nie dokręcam podstawy tylko idę po prostej pod chmurą, ale noszenia po prostej są słabsze niż się spodziewałem i to mści się, bo pod następna chmurą muszę odbudowywać wysokość w znacznie słabszym noszeniu.

Przed Wisła chmury rozlewają się szeroko, dają olbrzymie obszary cienia, i widać strefy opadu. Znajduję jakiś meterek noszenia i cierpliwie zdobywam wysokość bo wygląda, że to może być ostatni komin dnia, minimum przyzwoitości zrobione, 200 km już za mną ale do 300 jeszcze dużo brakuje nie mówiąc o większej odległości, która była zamierzeniem wyjazdu. Obserwuję strefy opadu i decyduję się lecieć po południowej stronie olbrzymiej chmury licząc, że coś może znajdę. Nie ma wyraźnego noszenia ale jest zmniejszone opadanie, doskonałości chwilowe wahają się miedzy 20 a 40. Wisłę przeskakuję nad Nieszawą w połowie drogi między Toruniem a Włocławkiem. Odległości szybko przybywa i 300 km zaczyna wyglądać realnie jakby tylko odrobinę jeszcze wyskrobać wysokości. Na 500 m robi się turbulentnie, nie udaje mi się zdobyć wysokości ale też jej nie tracę. Lecę do końca przeskakuję przez druty nad drogą, sprawdzam odległość jest 301 km! Przez następne druty jeszcze był przeleciał ale na mocna na styk obracam się pod wiatr i ląduję o 19:13 na polu rzepaku ale w takim łysym miejscu gdzie akurat nie urósł. Dzwonię do żony i do Łukasza (zrobił 381 km). Cóż, 400 km będzie następnym razem ...

linki do lotów:
https://www.xcontest.org/world/en/flights/detail:zxc/9.6.2023/08:26 https://www.xcontest.org/world/en/flights/detail:zxc/9.6.2023/10:51

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz