Lecieiśmy z Pesonem w ścisłej parze no i 'nieźle żarło', było już właśnie coraz lepiej aż z nagła zaatakował nas wielki błękit. 15 minut po lądowaniu niebo zmieniło się na takie o jakim każdy paralotniarz czy szybownik marzy.
Padliśmy blisko siebie, mieliśmy na ziemi zasięg 'na radiu'. Ja ladowałem koło jakiegoś gospodarstwa. Przyszlo kilka osób. Spakowałem się w cieniu i czekałem na przyjazd samochodu towarzyszył mi Franco (5 dzieci) i Fernando (tylko 1 dziecko), ja za pomocą rozmówek trenowalem portugalski w wersji bardziej ekstremanej niż poprzedniego dnia w restauracji.
Tam gdzie lądujemy jest straszna bieda ale każdy domek, nawet taki z cegły suszonej na słońcu ma conajmniej jedną antenę satelitarną. Pytałem się Durvala, naszego kierowce, czy to państwo rozdaje te anteny. Powiedzial mi, że nie rozdaje ale dotuje i są bardzo tanie i że "jeżeli my nie damy im telewizji to oni dadzą nam więcej dzieci".
Durval jest programistą z Sao Paulo. Przyjechal tutaj swoim samochodem 3500 km żeby jeździc jako kierowca. Sam też jest pilotem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz