
... głównie zawiera relacje z latania przelotowego na paralotni, z różnych miejsc na świecie ale nie tylko.
22 lipca 2009
Red Bull XAlps

17 lipca 2009
PWC Buzet, Task 6

Wystartowałem późno ale dogoniłem pierwszą grupę, lataliśmy wszyscy nisko dużym tłoku nad taką niewielka górka przed głównym pasmem. Jakiś Advance (Tomek Brauner?) wykręcał się z parteru po nawietrznej skoczyliśmy do niego w kilkanaście glajtów ale nas 'zjadło'.
16 lipca 2009
PWC Buzet, Task 4 i 5

Wczoraj była konkurencja po grani z lataniem nisko - dupą po krzakach -dziś wiekszość nad średnio-płaskim w bardzo słabych warunkach. Wczoraj Łosoś był w czubie dziś jeszcze nie wiem jak polecieli Łosoś i Spike. Klaudia lądowała niedaleko ode mnie.
Wczoraj ze Spike-m pojechaliśmy nad morze wykąpać się ale pół godziny w morzu nie wpłyneło jakoś na poprawę mojej formy do latania w słabych warunkach.
Wczoraj ze Spike-m pojechaliśmy nad morze wykąpać się ale pół godziny w morzu nie wpłyneło jakoś na poprawę mojej formy do latania w słabych warunkach.
14 lipca 2009
PWC Buzet, Task 3

Wróciłiśmy z niewielkimi przygodami ciężarówką wojenną organizatora. Zrobiło się gorąco i stabilnie nie lubie takiej pogody ...
Sławek Matras poleciał dosyć dobrze i Łosoś też.
13 lipca 2009
PWC Buzet, Task 2
Na cylinder startowy w każdym razie zdążyłem i miałem dobrą wysokość, potem pocwaniakowałem troche i poleciałem po lewej od grupy oni coś złapali ale słabego ja i kilka innych glajtów polecieliśmy do przodu tutaj coś było ale bardzo trubulentne z silnym lokalnym wiatrem i nisko ... oni poleciali a ja zostałem. Lądowałem w okolicy 1 punktu razem z Chorwatem na Axisie.
Przetestowałem SMS-owy system komputerowo-zwózkowy i jestem już w biurze.
12 lipca 2009
PWC Buzet, Task 1
Graliśmy task ok. 65 km po okolicy, było ograniczenie wysokości do 2300 ale podstawy były niżej. Pierwsze dwa punkty na wschód od startu potem długi odcinek pod wiatr po grani, potem znowu, pod czołowo boczny wiatr, na południe i powrót do Buzet-u.
Wystartowałem OK po drugim punkcie duża grupa mi uciekła ale ponieważ widziałem, że spadli nisko to wykręciłem sie pod chmury - ładny szlak był ułożony ale troche z prawej od trasy. Zanim się dokęciłem do niego to wiatr mnie sporo cofnął, dużo glajtów padło, leciałem z widocznością kilku innych glajtów ale nie w bezpośredniej bliskości. Ładne widoki, widać morze.
Po 3 punkcie spadłem nisko byłem już na wysokości szczytu niewielkiego wzgórza z płaską, rolniczą zawietrzną, razem z Niemką na Swingu. Tutaj złapałem z początku poszarpany komin, Niemka poleciała dalej i 'spadła' do doliny. Ja wykręciłem się wysoko ale znowu mnie fest cofnęło. Jak mialem 10 km do punktu zabaczylem wracającego Yassena potem z niewielkimi przygodami (krawacik mi się zawiązał) złapałem mocny komin na zawietrznej dużego zbocza, tutaj doleciał do mnie któryś Valicz (wracający już - mi pozostało 7 km do punktu) i jakiś niebieski Gin. Przed punktem jeszcze jeden kiepski komin zaliczyłem (i jeszcze jeden krawacik). Na punkt (miasteczko na wzgórzu - podobnie jak Buzet) leciałem z dwoma innymi glajtami.
Po punkcie wróciłem na 'moją' zawietrzną a oni wrócili do bliższego zbocza. Biało granatowy Niviuk doleciał do mnie. Dokręciłem dolot na 8
Ten glajt ma jedna zupełnie inna charakterystykę osiągów, jest wyraźnie szybszy na trymowej od wiekszości i bardzo dobrze lata na przeskokach (przynajmniej za mną jako balastem - chyba ma za mały rozmiar) ale wyraźnie gorszy jest w kominach i trzeba uważać bo łatwo przesadzić ze sterówką, bliskość przeciagniecia wyraźnie sygnalizuje ale dosyć łatwo to zrobić (ja jestem jeszcze przyzwyczajony do glajta, w którym, siła potrzebna do przeciagnięcia w krążeniu, praktycznie je wykluczała).
Doleciałem jako 10, Łosoś był 5, Spike padł ok. 25 km, Klaudia nie wystartowała bo poźniej zmienił się wiatr na startowisku.
Doleciałem jako 10, Łosoś był 5, Spike padł ok. 25 km, Klaudia nie wystartowała bo poźniej zmienił się wiatr na startowisku.
11 lipca 2009
Puchar Świata, Buzet, Chorwacja - początek.
5 lipca 2009
The Independence Day.

Po starcie w zasadzie bez problemu znalazłem jakieś noszenie ale utrzymywałem się tylko trochę powyżej wysokości startu i nie bardzo chciało 'puścić' wyżej. Po zwiedzeniu okolicznych podejżanych o kominogenność miejsc poleciałem lekko do przodu. Gdy ja walczyłem na przedpolu, Francuz startujący chwilę po mnie wykręcił się jakoś łatwiej. W końcu znalazłem jakiś przyzwoity komin. Północny wiatr nie był silny ale wyraźnie zaznaczał swoją obecność po chwili w dosyć słabych noszeniach minąłem Wisłę, potem pałacyk prezydencki na Kubalonce lecąc wzdłuż granicy Polsko-Czeskiej. Po prawej stronie, na mojej wysokości, zobaczyłem stado dużych białych ptaków na przeskoku lecących na północ, po chwili ptaki zmieniły się w szybowce lecące ścisłym peletonem i to nie byle jakie szybowce, bo same "długale". Od razu widać, że zawodnicy - pewnie z Mistrzostw Europy, które własnie sie na Słowacji odbywają.
Po przekroczeniu granicy ze Słowacją spadłem nisko i przez chwilę walczyłem w parterze nad niby ewidentnym miejscem - nawietrznym zboczem zamykającym niewielką dolinkę ustawioną wzdłuż wiatru. Na grani, na porębie, ktoś palił duże ognisko także miałem jeszcze dodatkowy - dymny - wskaźnik noszeń ale naprawdę było trudno się z tamtąd wydostać. Mój całkiem nowy Sol Tracer (na którym leciałem w sumie dopiero drugi raz) radzi sobie jednak w słabych warunkach nie gorzej od poprzednika a jednocześnie jest zdecydowanie przyjemniejszy we współpracy, razem jakoś "dalismy radę" ale straciłem tam ponad 10 minut.
Zrobiłem podstawę i minąłem właśnie schronisko na Wielkiej Raczy, kiedy zobaczyłem po lewej stronie wykręcającego się z dołu glajta, ucieszyłem się, że polecimy dalej razem. Dolatując do komina w którym się wykręcał widziałem że to Dudek (ach to charakterystycznie brzydkie, malowanie :-)), a jak Dudek i to taki wydłużony, i tutaj: to nie może być nikt inny, jak Łukasz Chyla. Zanim jednak doleciałem do niego był już wysoko a ja musiałem utraconą wysokość dopiero odbudować ... Po wykręceniu się poleciałem bardziej na wschód niż poprzednik, jeszcze przez chwilę go widziałem ale potem rozpłynał się na tle szarych tutaj i groźnie wyglądających chmur.
Nad głową, na przeskoku, przeleciał mi - w troche tylko rozluźnionym szyku - peleton być może tych samych, wcześniej widzianych szybowców wracających na południe. Przede mną była Mała Fatra - tam pod wielką ciemna chmurę 'pocięli' szybownicy i Łukasz, ja wybrałem drogę przez taki przesmyk miedzy wysokimi górami na północny wschód od Małej Fatry. Potem przeleciałem przez następną 'dziurę w górach' i przed Ruzomberokiem znowy byłem nisko. Przez chwilę oglądałem zamek gdzie flaga powiewała co chwila w inna stronę ale nic konkretnego nie znałazłem. W kierunku 'z wiatrem' była na środku doliny niewielka górka a za nia fabryka z wysokim kominem. Nad fabrykę doleciałem niewiele wyżej niż szczyt komina ale za nia było przyzwoite noszenie. Po chwili podemnie przyleciał szybowiec. Ja dokręciłem prawie sufit a on odrobil kilkaset metrów i poleciał dalej, ja za nim. Zniknął mi z oczu za zakrętem doliny ale niedługo później zobaczyłem wykręcające się w ciasnym krązeniu nad granią dwa szybowce. Byłem pod wrażeniem że tak szybko wykręcił się z parteru. Doleciałem do zamarkowanego komina, zrobilem podstawę i polecialem dalej
kiedy zobaczylem niziutko na dole żebrzącego znajomego - bo to jednak chyba był znajomy znad fabryki a tamte dwa wysoko to z innej bajki. Po chwili on siedział na ziemi (w Liptowskiej Luźnej) ja przeleciałem na drugą strone Niskich Tatr.

Tutaj przestało być przyjemnie, na wschodzie, nisko w dolinach było widać wartwę chmur ewidentnie świadczącą o dopiero co zakonczonym opadzie a w moich okolicach chmury wygladały nieciekawie. W jednym nadzwyczaj szerokim kominie nawet padał deszcz. Godzina już robiła sie późna a nagle zrobiło się bardzo turbulentnie, chociaż nosiło postanowiłem oddalić się od niemiłej chmury. Lecąc na poludniowy wschód stwierdziłem, że spadła mi predkość i lecę pod czołowo boczny wiatr. Ponieważ nie wygladało, że tam z przodu da się coś jeszcze znaleźć a okolica była tam odludna i zalesiona to skręciłem w prawo w kierunku większego miasta. Lądowałem na świeżo skoszonej łące koło miejscowości Detva.
Powrót to materiał na osobne opowiadanie wracałem: słowackim 'stopem', pociągiem, taksówka, polskim 'stopem' z rodzina wracająca z wczasów w Chorwacji do Krakowa, pieszo, drugą taksówka a w końcu w Rużomberoku na dworcu znalazł mnie Francuz. Przyjechał po mnie razem z żona i dwojgiem dzieci - za co im wszystkim jestem ogromnie wdzięczny.
Trasa lotu na xcc.paragliding.pl - xcc już nie działa, ale xcontest tak: https://www.xcontest.org/2009/world/en/flights/detail:zxc/4.07.2009/10:26
A tutaj na guglemapie (skąd pochodzi zdjęcie zamku - tego z flagą)
Subskrybuj:
Posty (Atom)