
Po starcie w zasadzie bez problemu znalazłem jakieś noszenie ale utrzymywałem się tylko trochę powyżej wysokości startu i nie bardzo chciało 'puścić' wyżej. Po zwiedzeniu okolicznych podejżanych o kominogenność miejsc poleciałem lekko do przodu. Gdy ja walczyłem na przedpolu, Francuz startujący chwilę po mnie wykręcił się jakoś łatwiej. W końcu znalazłem jakiś przyzwoity komin. Północny wiatr nie był silny ale wyraźnie zaznaczał swoją obecność po chwili w dosyć słabych noszeniach minąłem Wisłę, potem pałacyk prezydencki na Kubalonce lecąc wzdłuż granicy Polsko-Czeskiej. Po prawej stronie, na mojej wysokości, zobaczyłem stado dużych białych ptaków na przeskoku lecących na północ, po chwili ptaki zmieniły się w szybowce lecące ścisłym peletonem i to nie byle jakie szybowce, bo same "długale". Od razu widać, że zawodnicy - pewnie z Mistrzostw Europy, które własnie sie na Słowacji odbywają.
Po przekroczeniu granicy ze Słowacją spadłem nisko i przez chwilę walczyłem w parterze nad niby ewidentnym miejscem - nawietrznym zboczem zamykającym niewielką dolinkę ustawioną wzdłuż wiatru. Na grani, na porębie, ktoś palił duże ognisko także miałem jeszcze dodatkowy - dymny - wskaźnik noszeń ale naprawdę było trudno się z tamtąd wydostać. Mój całkiem nowy Sol Tracer (na którym leciałem w sumie dopiero drugi raz) radzi sobie jednak w słabych warunkach nie gorzej od poprzednika a jednocześnie jest zdecydowanie przyjemniejszy we współpracy, razem jakoś "dalismy radę" ale straciłem tam ponad 10 minut.
Zrobiłem podstawę i minąłem właśnie schronisko na Wielkiej Raczy, kiedy zobaczyłem po lewej stronie wykręcającego się z dołu glajta, ucieszyłem się, że polecimy dalej razem. Dolatując do komina w którym się wykręcał widziałem że to Dudek (ach to charakterystycznie brzydkie, malowanie :-)), a jak Dudek i to taki wydłużony, i tutaj: to nie może być nikt inny, jak Łukasz Chyla. Zanim jednak doleciałem do niego był już wysoko a ja musiałem utraconą wysokość dopiero odbudować ... Po wykręceniu się poleciałem bardziej na wschód niż poprzednik, jeszcze przez chwilę go widziałem ale potem rozpłynał się na tle szarych tutaj i groźnie wyglądających chmur.
Nad głową, na przeskoku, przeleciał mi - w troche tylko rozluźnionym szyku - peleton być może tych samych, wcześniej widzianych szybowców wracających na południe. Przede mną była Mała Fatra - tam pod wielką ciemna chmurę 'pocięli' szybownicy i Łukasz, ja wybrałem drogę przez taki przesmyk miedzy wysokimi górami na północny wschód od Małej Fatry. Potem przeleciałem przez następną 'dziurę w górach' i przed Ruzomberokiem znowy byłem nisko. Przez chwilę oglądałem zamek gdzie flaga powiewała co chwila w inna stronę ale nic konkretnego nie znałazłem. W kierunku 'z wiatrem' była na środku doliny niewielka górka a za nia fabryka z wysokim kominem. Nad fabrykę doleciałem niewiele wyżej niż szczyt komina ale za nia było przyzwoite noszenie. Po chwili podemnie przyleciał szybowiec. Ja dokręciłem prawie sufit a on odrobil kilkaset metrów i poleciał dalej, ja za nim. Zniknął mi z oczu za zakrętem doliny ale niedługo później zobaczyłem wykręcające się w ciasnym krązeniu nad granią dwa szybowce. Byłem pod wrażeniem że tak szybko wykręcił się z parteru. Doleciałem do zamarkowanego komina, zrobilem podstawę i polecialem dalej
kiedy zobaczylem niziutko na dole żebrzącego znajomego - bo to jednak chyba był znajomy znad fabryki a tamte dwa wysoko to z innej bajki. Po chwili on siedział na ziemi (w Liptowskiej Luźnej) ja przeleciałem na drugą strone Niskich Tatr.

Tutaj przestało być przyjemnie, na wschodzie, nisko w dolinach było widać wartwę chmur ewidentnie świadczącą o dopiero co zakonczonym opadzie a w moich okolicach chmury wygladały nieciekawie. W jednym nadzwyczaj szerokim kominie nawet padał deszcz. Godzina już robiła sie późna a nagle zrobiło się bardzo turbulentnie, chociaż nosiło postanowiłem oddalić się od niemiłej chmury. Lecąc na poludniowy wschód stwierdziłem, że spadła mi predkość i lecę pod czołowo boczny wiatr. Ponieważ nie wygladało, że tam z przodu da się coś jeszcze znaleźć a okolica była tam odludna i zalesiona to skręciłem w prawo w kierunku większego miasta. Lądowałem na świeżo skoszonej łące koło miejscowości Detva.
Powrót to materiał na osobne opowiadanie wracałem: słowackim 'stopem', pociągiem, taksówka, polskim 'stopem' z rodzina wracająca z wczasów w Chorwacji do Krakowa, pieszo, drugą taksówka a w końcu w Rużomberoku na dworcu znalazł mnie Francuz. Przyjechał po mnie razem z żona i dwojgiem dzieci - za co im wszystkim jestem ogromnie wdzięczny.
Trasa lotu na xcc.paragliding.pl - xcc już nie działa, ale xcontest tak: https://www.xcontest.org/2009/world/en/flights/detail:zxc/4.07.2009/10:26
A tutaj na guglemapie (skąd pochodzi zdjęcie zamku - tego z flagą)
Jak CI sie po takim locie wracało? Wolna amerykanka, czy miałeś umówiony transport?
OdpowiedzUsuń