10 lipca 2008

Warun zajebisty.

Wczoraj przesiedzieliśmy cały dzień na starcie czekając na osłabnięcie wiatru ale finalnie zjechaliśmy na dół samochodami, nikt z zawodników nie chciał czekać do wieczora, żeby sobie zlecieć. Za Malim, Karoliną, Pawłem i Fidelem pojechaliśmy się wykąpać. 'Odkryliśmy' jeziorko tylko 30 km od Niskiej Bani - w okolicach miejscowości Biela Polanka. Woda ciepła, Paweł demonstrował swoje umiejętności w skakaniu do wody (4 m deniwelacji), ale ja się chyba przeziębiłem, nie wiem od czego. Wieczorem 3 Mistrzów Polski pojechało wypuścić Karolinę na wieczorne latanie na żaglu na Niską Banią. Wieczorem Jury rozpatrywało protest Macedończyków dot. zastąpienia Franty Pavlouszka przez Petrę Slivovą w teamie Czeskim, protest oddalono.

Przekaszlaną noc odsypiałem dziś na startowisku. Start do konkurencji był z północnego startowiska (tzw. "fucking Fakir"). Czekaliśmy znowu dosyć długo, tym razem na poprawę warunków termicznych - w koło codziennie są chmury a nad nasza górką nie ma - wygląda na to, że jest to najgorsze miejsca do latania w całej Serbii. W końcu komitet taskogenny ustalił zeznania i rozpoczęły się starty do konkurencji moja pozycja w rankingu trochę się poprawiła po poprzednim tasku więc startowałem w przyzwoitym czasie po otwarciu okna - zdążyłem na drugi slot czasowy 14:00 (pierwszy był o 14:00 ale nikt w nim nie poleciał) ponieważ na briefingu byłem jeszcze zaspany to zapomniałem zobaczyć ile km ma cylinder startowy a przez radio nikt mnie chyba nie słyszał. Wypatrzyłem Kasię, podleciałem do niej w kominie i zapytałem ją donośnym głosem ;-).

Ponieważ do startu wykręcałem się 'z marszu' to miałem stratę ok 200-300 m wysokości do czołowej grupy, ale zdecydowałem się lecieć i nie czekać. Oni byłi na pierwszym punkcie zwrotnym 2-3 min wczesniej ale potem był przeskok przez dolinę gdzie dusiło i po przeskoku ich doszedłem wybierając lepszą trasę. Dolecieliśmy z powrotem do pasma idącego wdłuż gór oni skoczyli pod wiatr a ja poleciałem bardziej w kierunku punktu. Złapałem jakiś ciasny komin, przyleciał do mnie Szorochow i potem jakies inne glajty. Niezbyt mocny komin z początku przybliżał się do punktu zwrotnego ale minął go w niewielkiej odłegłości, noszenie się później poprawiło i wykręcalismu je niewielką grupką w której był Valicz na Niviuku, Robert Bernat, jakis inny "JuPi" i kilka innych glajtów, wyglądało że jesteśmy w tej chwili pierwsi. Z tyłu zrobił się piekny Cu, ja postanowiłem się pod niego wrócić. Po drodze zrobiłem punkt zwrotny kiedy usłyszałem głos Pawła w radiu, że "task is canceled". Przełączyłem się na częstotliwość organizatora aby to potwierdzić ale zachowanie innych wskazywało, że to fakt jest. Za początku chciałem nawet polecieć dalej ale brak transportu powrotnego w przypadku dalekiego lądowania i konieczność zameldowania się (i teamu) po locie spowodowała, że obróciłem się z powrotem.

Pod wiatr przędkość na GPS-ie oscylowała ok. 15-20 km/h leciałem nad żeberkami na których wykręcaliśmy się przed drugim punktem zwrotnym. Na podejsciu do pola przy drodze okazało się, że wszyscy 'nasi' są tutaj w powietrzu. Mali, ja i Paweł lądowalismy przy samej drodze a dziewczyny i Łosoś na łączce 200 m od drogi. Oczywiście ci którzy nie wrócili się z wiatrem szybciej wsiedli do transportu i nam tylko pomachali. Zabraliśmy się autem Niemieckim tzn. z Ewą i Robertem. Niemiecka była pani kierowca i jeszcze jeszcze jeden pilot (Peter - majtkowo niebieki boomerang z obrazka z początku zawodów).

Siedząc na ziemi podziwialiśmy piękne szlaki Cu na trasie. Konkurencja podobno została przerwana z powodu silnego wiatru w okolicach drugiego punktu zwrotnego. Wiatr tam wiał ale dało się polecieć pod wiatr.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz