8 lipca 2008

W pysk dostałem ...

... przed startem jeszcze, pakowałem się przed otwarciem okna kiedy startował z góry nasz "komputerman" ... no i wpadł na mnie, potoczylem sie po stoku i po glajtach ale luzik, nic się nikomu nie stało.

Dzisiejszy task (56 km) był podobny jak poprzedni, ta sama meta tylko inny punkt zwrotny po drodze. Ale odmiennie niż poprzednio startowaliśmy z dużego startowiska na południe. Zresztą zmienialiśmy startowisko dwa razy, z południowego "Riley" za północnego "fakir-a" i spowrotem na na poludniowe. Cały dzień gonił nas chłodny front.

Startowisko południowe jest duże ale tak na prawde jest tam tylko kawalek dobrego, gładkiego i stromego stoku (ustawionego na południowy wschód, a dziś wiało z południowego zachodu) reszta to słabo naczylona łąka z ostrymi wapiennymi kamieniani wystającymi z trawy, upstrzona kolczastymi krzaczorami. Dziś Franta Pavlouszek, który pytał mnie kila razy czy nic mi się nie stało, po tym przedstartowyn "knock-out-cie", sam sobie uszkodził kolano na starcie.

Po starcie dało się utrzymać w powietrzu ale zrobienie wysokości było niebanalnym zadaniem. Ktoś na biało-czerwonym Mercurym rzucił paczkę i prze chwilę zastanawiałem się czy to nie Kasia. Wylądował bezpiecznie ale w lesie. W momęcie otwarcia startu nie byłem na dobrej wysokości aby polecieć w góry. Skoczyłem na południową stronę, przeleciałem nisko nad górką odstającą on głownej grani z trawiastym wierzchołkiem i tam na zawietrznej próbowałem coś wykręcić. Przeleciał koło mnie Mali. Uzyskną wysokość zużyłem na przesuniecie się w lepszy rejon. Tutaj na granicy gór i płaskiego lecialem przez chwilę z Robertem ale potem on skoczył samotnie nad środek doliny a ja wybrałem góry. Znowu byłem nisko nad terenem i kilka innych glajtów latało w okolicy. Noszenia były slabe ok 1-1,2 m/s. W pewnej chwili udało mi się złapać mocniejszy 3-4 metrowy komin i wyjechałem na ponad 2000 m. Skoczyłem w kierunku pierwszej grupy ale jak doszedłem w rejon gdzie zdobywali wysokośc to właśnie odchodzili z niego, tam tęż było słabo razem z Andrzejem Małeckim (GER) skoczyliśmy w kierunku punktu i tam złapaliśmy mocnieszy komin. Po zrobieniu punktu dolot wykręcałem w przyzwoitym noszeniu 2 m/s. Pomier czasu na mecie był 1 km przed linią a potem trzeba było przelecieć przez "kreske" ale już nie spiesząc się.

Do mety doleciały Ewa i Anja (obie przede mną), Doleciał też Paweł. Kasia padła na 30 km, Rafał na 37 km, Mali ok, 20 km, Klaudia na 14 km.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz