11 sierpnia 2008

Dramatyczny finisz: 6 konkurencja, PWC Sopot.

Ze wzgledu na zagrozenie zbliżającym się chłodnym frontem i zwiazanymi z nim burzami wyłożono krótką konkurencje 44 km z metą na płaskim, w miejscowości Bania. Początek tasku leciałem w pierwszej grupie, było dosyć tłoczno i turbulentnie. Przed nami nisko i z przodu leciał samotnie Mali. W okolicy pierwszego punktu zwrotnego niepotrzebnie poleciałem nad wysokimi górami, gdzie mnie spłukało do parteru i straciłem dużo czasu. Paweł też miał dosyć dramatyczne przygody w górach, spadł do dolinki bez możliwości ladowania ale jakoś wyleciał.

W okolice 2 punktu doleciałem razem z grupką w której były miedzy innymi 3 pierwsze panie, Paweł i Sławek. Od tego momętu widziałem prawie całą walke o pierwsze miejsce w klasyfikacji kobiet w tych zawodach. Klaudia leciała rewelacyjnie, odważnie ale z zapasem bezpieczeństwa. Wychodziła z kominów w najlepszym momęcie, wpędzając mnie w kompleksy. Anja próbowała desperacko atakować, kilka razy znienacka opuszczała komin i próbowała uciec z peletonu. Ewa leciała najostrożniej ale trzymała się grupy. Trochę z przodu leciała jeszcze Keiko ale ona, tym razem, nie liczyła się w walce zwycięstwo w zawodach.

Najtrudniejszy w tej konkurencji był dolot do mety (do zaliczenia był jeszcze 1 punkt zwrotny "na płaskim" ale był on "po drodze" z gór do mety). Górą wiatr lekko pomagał w locie do mety ale dołem wiało zdecydowanie w pysk (ok. 15 km/h). Przed samą metą było miasto, raczej bez możliwości lądowania (ale Mali dał radę). Można było je oblecieć z lewej lub prawej ale ze stratą.

Nad górami zrobiliśmy maksymalną wysokość - doskonałość do mety wynosiła ok. 9 - co zwykle wystarcza przy dobrych warunkach na dolocie. Po drodze było widać lecącą do mety dużą pierwszą grupę - z której część pilotów walczyła deperacko w parterze. W miare jak spadała mi wysokość, malała też prędkość a rosła doskonałość potrzebna do dolotu do mety. Wybrałem najbardziej rokujący rejon na złapanie 'czegoś' i wcisnąłem speeda. Znalazłem prawie 3 metrowe dosyć ciasne noszenie i zanim peleton dolecial do mnie miałem już kilkadziesiąt metrów przewagi. Próbowałem wycisnać z noszenia wszysko co się dało ale wznoszenie spadło a 'ci pod spodem' zaczeli mnie dochodzić, skoczyłem do przodu widząc wykręcającego się z dołu 'marudera' z poprzedniej grupy. On wyskoczył wysoko zanim doleciałem i dla mnie 'zostało' tylko 2 m/s. Podemnie wleciała Anja, Klaudia, Keiko i Sławek. Kiedy doskonałość do mety wynosiła 5 wyszedłem z komina, chwilę wcześniej i niżej poleciał Łosoś który tutaj się jakoś znalazł. Doskonałość potrzebna do dolecenia jak zaczarowana "stała" na wartości 5 (co oznacza, że dolot wychodzi "na styk"). Przez chwilę było niewielkie noszenie więc zrobiłem 1 kółko na którym wyprzedził mnie Sławek i jakiś Axis (przelecieli przez 'zafarbowany' przeze mnie rejon noszenia po prostej). Nad miastem dusiło, kilka glajtów lądowało zaraz za miastem - od kilkuset do klikudziesięciu metrów przed metą.

Widziałem Łososia jak ląduje 2-3 m przed metą (potem się okazało, że przekroczył linię mety w powietrzu, zrobił 2 zakrety i wylądował przed taśmą ale w tamtej chwili byłem przekonany że nie doleciał). Nad taśmą miałem może z 50 m zapasu - wystraczyło na zrobienie 1 kółka i lądowanie pod wiatr. Po chwili metę przeleciala Anja a Klaudii zabrakło mniej niż 100 m. Chwilę później doleciała wysoko Ewa. Klaudia była bardzo zmartwiona, bo wyglądało no to, że straciła pierwsze miejce (na szczęście po podliczeniu punktów okazało się, że jej przewaga z poprzednich konkurencji była wystarczająca).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz